Co prawda mrozy (a raczej mrozki, a przynajmniej coś przy mrozkach) mają jeszcze nas nawiedzić, jednak nikt chyba nie wątpi, że zima już za nami. W związku z tym, zamiast znęcać się nad Marzanną, warto poświęcić parę chwil na wspomnienia najpiękniejszej pory roku. Niekoniecznie w łazience (choć jest to miejsce sprzyjające kontemplacji i nie mamy nic przeciwko czytaniu naszego bloga również tamże), ale koniecznie w Łazienkach Królewskich.

Wysoki kontrast, długie cienie, niskie temperatury i krótkie dni - uroki zimy widoczne jak na dłoni na zamarzniętej tafli wody
Zdjęcia pochodzą raptem sprzed miesiąca. A śniegi? Niestety już niegdysiejsze. Jednak dzięki magicznym mocom mnogości cyfr zawartych w pudełku Panasonic oraz mocy Międzysieci (czyli polskiego zaułka Internetu), możemy się nimi cieszyć jak niegdyś. Dziś.
Oczywiście pierwej trzeba dotrzeć na miejsce (wg zeszłorocznego rankingu, najszczęśliwsze w Warszawie). Najprościej na piechotę, ale można też podjechać komunikacją miejską. Zorientowanie się, jaki przystanek będzie następny, może jednak wymagać znajomości przynajmniej podstaw informatyki.
Jako że teren Łazienek Królewskich już od kilkuset lat służy nie do polowań, a jako rezerwat, zwierzęta mają się tu całkiem nieźle. Co prawda żadne wiewiórki nie radziły się obudzić ze spoczynku zimowego (nie mylić ze snem zimowym), aby skosztować przyniesionych dla nich orzechów, za to pojawiło się przedstawicielstwo ptaków. Od mniej ostentacyjnych indywidualistów…
…po gremialne zgromadzenia, hałaśliwie zastanawiające się, czy to środek dnia, czy jednak – jak wskazuje księżyc – noc.
Przybyły nawet delegacje, jeśli nie zamorskie, to znadmorskie. W końcu zima to doskonała okazja, by odpocząć od ciągłego wylegiwania się na plaży.
Tak luksusowe warunki wypoczynkowe nie mogą jednak trwać wiecznie – mrozy w tym roku dogorywają. A zima, wciąż przecież jeszcze młoda, odwróciła się już do nas plecami i odchodzi na dobre.