Na pierwszy rzut oka Bruksela może sprawiać wrażenie miasta spokojnego i cichego. Dziewiętnastowieczne dzielnice przeplatają się z kępami biurowców i pękami unioeuropejskich instytucji, co jakiś czas zahaczając o park czy inny zieleniec. Zwłaszcza teraz odczucia te potęgowane są przez zbliżające się święta.
Jednak w rzeczywistości w miejskiej dżungli od niemal dwustu lat trwa walka o przetrwanie.
Ślady starć nie rzucają się w oczy, zwłaszcza za dnia, gdy słońce skłania nas do patrzenia perspektywicznie, nie skupiając się na szczegółach.
Jednak gdy tylko oderwiemy wzrok od horyzontu i przypatrzymy się przez chwilę pojedynczym atomom, które składają się na molekuł miasta, ujrzymy dowody niekończącej się wojny.
Nie chodzi przy tym o odezwy na zew natury, watahy wilków walczące z zastępami zajęcy i najazdy mas mchu na kolonie koniczyny. Niestety, wraz z przestrzenią dostępną roślinom i zwierzętom, kurczyła się liczba przedstawicieli obu królestw przebywających w mieście. Równocześnie rosły jednak inne populacje. Ludzka radziła sobie z przyrostem wojnami i rozprzestrzenianiem się miasta. Ostatecznie zaczęła też ograniczać tempo rozmnażania swych przedstawicieli. Przyprowadziła jednak do organizmu miejskiego podległe sobie pasożyty, zachęcając je do rozmnażania i równocześnie nie zapewniając dostatecznej ilości przestrzeni. Nie chodzi tu jednak o biedotę, której nie stać było nie tylko na cullottes, lecz nawet na chemises. Szwendające się po ciemnych zaułkach i popijające denaturat wyrzutki społeczne co prawda mnożyły się jak szalone, jednak wykazały się wysoką mobilnością pomimo niskiego wzrostu.
Dzisiejszy dokument dotyczyć będzie dziejów ostentacyjnie osiadłych organizmów, opornych na odśrodkowe oddziaływanie trendów migracyjnych. Tym bardziej, że wszelkie pomysły przeprowadzek podkopywane były przez ludzi. Na tym też się nie kończyło. Kolejni przedstawiciele dopychani byli przez Brukselczyków do coraz bardziej przetłoczonego śródmieścia. Najtrudniejszym okresem pod tym względem był wiek dziewiętnasty, wiek kultury wystawy, gdy i przedstawiciele innych ras traktowani byli jako spektakle. Problemy zaczęły się jednak znacznie wcześniej.
Poza ścisłym centrum Starego Miasta jest nieco łatwiej, jednak wszędzie figury muszą pokazywać, że są twarde i niewzruszone (czyli nie do ruszenia) jak kamień.
Stosowna postawa jest tym bardziej istotna, że w świecie kamienia dzika zwierzyna grasuje znacznie bliżej centrum niż w świecie ludzi.
Oczywiście nawet podczas świąt może nadciągnąć niespodziewany wybryk natury….
…głównym wrogiem antropomorficznych przedstawień z kamienia rodem są jednak ich pobratymcy i posiostrzamy. Muszą się przed sobą bronić…
…lub znaleźć dla siebie niszę, tak jak w każdym innym ekosystemie…
…tym bardziej, że ewolucja nie ustaje.
Nawet jeżeli występują w tym procesie pewne zapętlenia i teoria prostej linii postępu nie jest w pełni przekonująca. Niektórzy twierdzą wręcz, iż ewolucja ona charakter cykliczny.
A niektóre statuy wieszczą, że jedynym sposobem na przeludnienie jest wyzbycie się przestarzałego trzeciego wymiaru, tak by móc zmieścić w tej samej przestrzeni nieskończenie więcej wizerunków. Głoszą wręcz, że zmiany w tym kierunku już się rozpoczęły. Oczywiście nikt im nie wierzy. Wszak każdy widzi, że otacza nas trójwymiarowa rzeczywistość.