Salzburg oznacza „zamek solny”. Czwarte największe miasto w Austrii zawdzięcza swoją nazwę rzekomo wpływom z ceł pobieranych od soli transportowanej rzeką nie przypadkowo zwaną Salzach. Kopalnie soli znajdują się jednak również w bezpośredniej okolicy miasta.

Ale na zdjęciu rozświetla się nie droga w głąb ziemi w poszukiwaniu soli, a strzelista trasa do znacznie bardziej rzucającego się w oczy elementu Solnohradu.

Festung Hohensalzburg, czyli Twierdza Wysokiego Salzburga, góruje nad miastem od niemal tysiąca lat, kiedy pierwszą fortecę wybudował arcybiskup salzburski, Gebhard von Helfenstein.

Położony na górzę Festungsberg moloch nie jest łatwy do zdobycia. Tutaj lepiej widać zobrazowaną na pierwszym zdjęciu kolej zębatą (Festungsbahn), która działa już od 130 lat. Nie oznacza to jednak, że jest przestarzała - obecnie używane wagony wyprodukowano w zeszłym roku, a stacja dolna i końcowa wyglądają od wewnątrz bardziej nowocześnie niż większość warszawskich przystanków kolejowych.

Nieco mniej dopieszczona jest starsza, towarowa linia transportu szynowego do zamku. Rozpoczęła działalność na przełomie XV i XVI w., jednak i ona została zmodernizowana pod koniec dwudziestego wieku. Obecnie napędzana jest za pomocą silnika elektrycznego, a nie siłą ludzkich czy zwierzęcych mięśni.

Luksusowy transport szynowy dostępny jest jednak tylko dla gości. Jeżeli forteca zdecyduje się takowych nie przyjmować, pozostaje im stać u stóp wzgórza i patrzeć...

...i zastanawiać się, jak dotrzeć na górę. Samochód odpada, chociażby z racji zakazu parkowania na skalnej ścianie.

Po widoku z góry można łatwo zidentyfikować pole rażenia zamkowych armat. Tylko chatce zamkowego ogrodnika są one niestraszne.

A zatem jak się dostać na górę? Wspinaczka po murach odpada - nawet Spidervepř miałby kłopoty z ich pokonaniem.

Co prawda miejscami zamontowano ułatwienia, jak np. ta drabinka, jednak aby się do niej dostać trzeba by przedostać się przez szpaler otworów strzelniczo-wylewniczych. Zdaje się, że schody częściej przydawały się do ewakuacji _z_ zamkowej sypialni w dramatycznych chwilach demaskacji.

Może zatem po prostu głównym wejściem? A oglądaliście Władcę pierścieni? Przedostać się przez siedem konsekutywnych bram i tuneli Festung Hohensalzburg bynajmniej nie jest łatwiej niż zdobyć Minas Tirith.

Po drodze - poza bramami - przewidziano miejsca do lokowania drewnianych beli, przez które zazwyczaj jest ciężko się przedostać.

Czy pozostaje zatem tylko krzątać się w padole i spoglądać tęsknie na wznoszącą się na tle nieba fortecę?

Gdzieżby! Wystarczy się uśmiechnąć do Austriaków, którzy - jak uczy historią - są zawsze mili. W tym wypadku warto zaznajomić się z właścicielem kluczy do tej prywatnej klatki schodowej połączonej z drogą do zamku.

...i po paru chwilach dalszej wspinaczki, możemy znaleźć się na pierwszym dziedzińcu zamku. Dalej trzeba być ostrożnym, ale w świetle latarni mamy spore szanse przekraść się niepostrzeżenie do jednego z hoteli; oczywiście o ile ufamy właścicielowi.

Gdy rano wyjrzymy z powrotem na dziedziniec, przekonamy się że niebezpieczeństwo wciąż czyha za każdym rogiem. Kule armatnie tylko czekają.

Również różne zaułki mogą skrywać w swych zakrętach zagorzałych zwolenników zapobieżenia zdobyciu zamku.

Nie pozostaje zatem nic innego, jak skryć się i czekać na zmierzch, by móc ponownie wymknąć się jedną z pokrętnych i potajemnych dróg łączących Hohensalzburg z Salzburgiem. Jako że ścieżki bywają całkiem romantyczne, można kogoś przy okazji z zamku zabrać.

Jeżeli wszystko pójdzie po naszej myśli, możemy udać się na konkurencyjne wzgórza i we dwójkę spokojnie podziwiać uroki salzburskiej zabudowy spoza pola rażenia armat. Przy okazji widać też właściwe słone miasto... o którym szerzej wspomnimy w kolejnym wpisie.