// Z ziemi wrocławskiej do Krkonoškiej | Włóczykije.eu

Z ziemi wrocławskiej do Krkonoškiej

Wpis z 2 sierpnia 2013, wstawiony przez

Podróż po Polsce pociągiem z rowerem nie jest niemożliwa, ale bywa chwilami skomplikowana. Zwłaszcza w przypadku pociągów jaśnie oświeconego PKP Intercity, które starało się niedawno w ogóle zakazać przewozu rowerów w zdecydowanej większości swoich pociągów. Za to przewoźnicy regionalni oferują całkiem niezłe i sporo tańsze możliwości wybrania się w podróż kombinowaną, często bez nadmiernego kombinowania. W lipcu postanowiliśmy skorzystać z tych możliwości i wybraliśmy się w podróż:

Wpierw pociągami osobowymi z Warszawy na Zamojszczyznę (jeden bilet, planowo jedna przesiadka, czas podróży mniej więcej taki sam jak pośpieszny + osobowy).

W trakcie podróży rowerów stopniowo przybywało, jednak miejsca nie zabrakło. Jedynie w pełnym szynobusie Lublin-Zamość było ciasnawo, ale zmieściliśmy się bez większych problemów.

Następnie z powrotem przez Lublin do Wrocławia (pociągiem bezpośrednim Lublin-Wrocław). Na zdjęciu szynobus Zamość-Lublin, wyposażony nie tylko w miejsce na rowery, lecz również wtyczkę pozwalające połączyć podróż z pracą.

Jednak faktycznie ciasno zaczęło się robić w pociągu Wrocław-Jelenia Góra, którym planowaliśmy dojechać pod polskie Karkonosze. Na szczęście był to pociąg osobowy, składający się z zasłużonych EN-57. Pieszczotliwie zwane „kiblami” najczęściej spotykane w Polsce elektryczne zespoły trakcyjne mają jedną zasadniczą zaletę: pojemne przedziały na bagaż/rowery/wózki.

Dysponują też szerokimi drzwiami i przedsionkami, w których mogły się zmieścić dodatkowe rowery.

Zapoznawszy się z różnymi odmianami oferty rowerowej kolei regionalnych (i interregionalnych), postanowiliśmy w końcu na rowery wsiąść. W tym celu trzeba jednak było pierwej z nimi wysiąść. Na szczęście część rowerzystów wysiadła przed nami, więc bez problemu wydostaliśmy się z pociągu w Trzcińsku, skąd kontynuowaliśmy podróż na południe  do Kowar i Czech.

W okolicy było widać kilka pagórków, jednak droga od torów wiodła w dół do doliny szemrzącego strumyka.

Co prawda na horyzoncie widniały Karkonosze, zwane też Górami Olbrzymimi, ale póki co pagórki nie były wielkie, a szlaki rowerowe wiodły w miarę sensownymi drogami…

Bez większych problemów dojechaliśmy zatem do Kowar. Jak widać, pociągiem tam dotrzeć już nie da się, za to wciąż działa całkiem przyzwoita knajpa w pobliżu, na ul. Dworcowej.

Posiliwszy się i zaopatrzywszy w sklepie naprzeciwko, wyruszyliśmy w dalszą podróż. Niestety, teraz już było nieco bardziej pod górkę, a nawet pod góry. Wciąż obładowani znaczną częścią wyposażenia wykorzystanego na Zamojszczyźnie i we Wrocławiu, ruszyliśmy ku kamienistej granicy.

Budowniczowie linii kolejowej, podobnie jak w Szklarskiej Porębie, rozwiązali problem różnic wysokości, prowadząc tory slalomem przez miasto.

My jechaliśmy możliwie prosto, jednak droga nieco się dłużyła. Niemniej, gdy co jakiś czas była okazja obejrzeć się za siebie, widać było, że dość znacznie wznieśliśmy się do góry i na góry.

W głębi widać hotelo-spa-pijalnię wód położoną pomiędzy kowarskimi kopalniami uranu, intensywnie eksploatowanymi podczas Drugiej Wojny Światowej przez Niemców, lecz również po niej przez przedsiębiorstwo „Kowarskie Kopalnie”. Obecnie funkcjonują one jako atrakcje turystyczne.

Do kopalni nie wstąpiliśmy, choć napęd jądrowy przydałby się na kilku co bardziej stromych i sypkich odcinkach. Na alternatywne wyjście, czyli spakowanie się nieco lżej, było już za późno.

Ale i bez rozszczepiania jąder daliśmy radę dotrzeć na grań i granicę Kraju Kralovych Hradeczków, po polsku zwanego po prostu krajem hradeckim. Na pierwszym planie widać tablicę upamiętniającą (nie tylko nasz) kolarski wjazd na Przełęcz Okraj.

Zakładając jazdę pod górę w tempie ślimaczym, jak też postoje na odpoczynek, posiłek, napitek, zakupek, itp., warto zarezerwować sobie 5-6 godzin na przejazd od Trzcińska do granicy. Za to po drugiej stronie trawa jest nie tylko zielona, ale też można jechać caaaaaaaaały czas z górki. I z góry. Ale o zjazdach, cyklobusach, Pecu i Kubiku opowiemy w następnym odcinku.

Podziel się z innymi:
  • Print
  • Facebook
  • Twitter
  • Wykop

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*

stat4u