Warszawska Wola powoli budzi się ze snu – niczym stojąca na stacji lokomotywa, nieco zardzewiała od czasu likwidacji działalności wielkich zakładów przemysłowych w Warszawie. Choć tory są zarośnięte i zdezelowane, nasza podróż nie będzie długa – w końcu ruszamy z najbardziej reprezentatywnej stacji kolejowej w powojennej stolicy – Warszawy Głównej Osobowej:
To właśnie tutaj, przy nie bez powodu tak nazwanej ulicy Kolejowej, funkcjonował najważniejszy dworzec w zniszczonym przez wojnę mieście. Przez ponad dwadzieścia lat, do czasu przywrócenia ruchu na linii średnicowej, tutaj kończyły bieg pociągi przyjeżdżające do Warszawy. Przyjezdni i wyjezdni korzystali z wybudowanego bezpośrednio po wojnie dworca, który obecnie mieści Muzeum Kolejnictwa.
Trudno sobie wyobrazić, że wśród krzaków i sypiących się peronów witani byli przyjeżdżający z oficjalnymi wizytami radzieccy dygnitarze. Aczkolwiek podobno i wtedy nie było to szczególnie urokliwe miejsce. Teraz stacja jest całkiem kameralna (o czym do nie dawna świadczyła gruba warstwa potłuczonych flaszek przykrywająca peron) i nic nie przeszkadza wsiąść do skromnego pociągu, by przejechać się po Woli. (Nawet para robiąca sobie zdjęcia weselne na sąsiednim peronie.)
To nie pan młody, a jedynie przykład osoby, która nie zostałaby wpuszczona do jednego z wolskich kościoła. Jak widać piktogram nie był wystarczająco wymowny.
Jednak również zewnętrze kościoła dostarcza wielu wrażeń wizualnych. Nietypowy wygląd cegieł (ktoś wie, z czego wynika?) powoduje, że całość przypomina mozaikę. Może to zdjęcie powinno posłużyć jako tło do włóczykijowskiego bloga?
W układ cegieł można wpatrywać się godzinami, doszukując się wzoru niczym w opowiadaniu Henry’ego Jamesa. Warto jednak zwrócić uwagę na wyłomy we wzorze – w przypadku strzelistego okna i jego okolic, widoczne jest równocześnie kilka warstw i znaczeń. W zależności od tego, do których dostroimy oczy, widzimy ochronę przed złodziejami, kręte żeliwne odpowiedniki witraży zdobiące przezroczyste okno, bądź też wpełzające na stare budownictwo elementy nowoczesności oznaczone wariacją ikony Boga (tyle że z piorunem zamiast oka w trójkącie).
I na koniec świecki odpowiednik budownictwa monumentalnego – pnący się w pionie i w poziomie budynek zdecydowanie dominuje nad okolicą. Na mnie wciąż robi wrażenie. Między innymi dlatego, że integralnym elementem surowej peerelowskiej estetyki była przestrzeń, pozwalająca podziwiać wielkie monochromatyczne kloce niczym pomniki wystawione w ogrodzie.