Ostatni wpis zakończył się na kanadyjskiej stacji kolejowej Niagara Falls, gdzie wysiedliśmy z pociągu z Nowego Jorku – wraz ze wszystkimi pasażerami, również tymi jadącymi dalej do Toronto. Jako że my i tak nie planowaliśmy jechać dalej, konieczność wyniesienia bagażu do kontroli nie była dla nas szczególnie uciążliwa.
Energię dostarcza woda przepływająca przez zaporę sięgającą do połowy rzeki. Środkiem Niagary, łączącej jeziora Ontario i Erie, przebiega bowiem granica amerykańsko-kanadyjska.
Poprzednia elektrownia, Toronto Power Generating Station, jako ponadstuletni budynek w stylu Beaux-Arts prezentuje się jeszcze bardziej okazale, jednak obecnie jest pustostanem.
Na zapleczu wciąż widać sztuczny stopień wodny.
Z dworca do elektrowni można dojechać jednym z nastawionych na obsługę turystów autobusem WeGo, na który można kupić bilety 24- i 48-godzinne. Teoretycznie kursuje dość często, jednak, jak się przekonaliśmy, w praktyce czasy przyjazdy są dość nieprzewidywalne.
Można więc wypróbować alternatywnego środku transportu, np. jazdy liną.
Na plus – ciekawe widoki (w tle wodospady amerykańskie), na minus – ograniczony zasięg tego środka transportu.
Można też spróbować przedostać się pieszo widocznym w tle poprzedniego zdjęcia pół-mostem od strony amerykańskiej (zwanym dla niepoznaki wieżą obserwacyjną), jednak nadal pozostaje duży krok do zrobienia…
Dla chętnych jest też opcja przepyrkotania nad rzeką, by popatrzeć z góry…
…lub poobserwowania pary wodnej przy wodospadach z pary wodnej formującej chmury wokół wieży obserwacyjnej z obrotowym tarasem (widoczność w przejrzysty dzień sięga rzekomo 130 km)…
…ewentualnie wyglądać z okna swojego pokoju z widokiem…
…jednak wodospady robią większe wrażenie z bliska.
Można więc na nie spoglądać z deptaka, częściowo wydzielonego z jezdni, wzdłuż Niagary…
…czyli z poziomu górnej tafli wodospadu.
Pozostaje jedynie uważać na krwiożercze bestie, gotowe wyrwać jedzenie z rąk nieuważnego turysty.
Lokalne hobbity powywieszały nawet znaki ostrzegawcze na drzwiach do swych norek (po lewej).
Patrząc z góry, widać jeszcze jedną możliwość mobilności, czyli statki parowe.
Zwane tak nie ze względu na napęd, a fakt, że wpływają w kłęby pary unoszącej się wokół spadającej z wysokości ponad pięćdziesięciu metrów wody.
Osobne statki kursują ze strony kanadyjskiej (z czerwonymi pelerynami), a osobne ze strony amerykańskiej (z niebieskimi pelerynami). w dolnej części zdjęcia widać przystań kanadyjską…
…jednak przed wejściem na pokład trzeba chwilę postać w kolejce.
Na szczęście, gdy my wsiadaliśmy przed południem, na obu pokładach nie było jeszcze tłumów.
Jednak po południu zaczyna robić się ciasno.
Niemniej, spad wody robi największe wrażenie właśnie z bliska i z dołu.
Po stronie amerykańskiej można podejść do wodospadów schodami i podestami montowanymi na nowo co roku. Efekt kliszy o dużym ziarnie to właśnie unosząca się w powietrzu para wodna.
Gdy statek się nieco oddali lub zmieni kierunek wiatru, wodospady widać zdecydowanie lepiej.
Po drodze można też podziwiać głębokość kanionu wyżłobionego przez cofający się wodospad.
Dobrze widać też, że przy podkowim wodospadzie pary wodnej jest jeszcze więcej.
W praktyce, gdy podpływa się do samego wodospadu, trudno robić zdjęcia aparatem innym niż wodoodporny.
To, czy się zmoknie, zależy jednak od tego, w którą stronę wieje wiatr.
Jeśli trafi się wmordewind, pozostaje się wystawić na osuszenie…
…lub wznieść ręce ku niebu.
Drugą opcją zobaczenia podkowiego wodospadu z bliska jest udanie się do tunelu za wodą.
Na dole po prawej widać platformę pomiędzy windami a tunelem właściwym.
Choć widok z platformy jest o tyle ciekawy, że faktycznie widać przestrzeń między wodą a skalną ścianą…
…to para wodna unosząca się za dwoma niewielkimi okienkami nie robi już takiego wrażenia.
Niemniej, Niagara jest rzekomo jednym z najczęściej wybieranych miejsc na miesiąc miodowy – a czasem i na ślub.
Poza cudami natury i zadbanymi kwietnikami, jest też tu dużo atrakcji wewnętrznych – od kasyn…
…po kwartał domów strachów, restauracji…
…i niekonwencjonalnej architektury.
Można też trafić na architekturę charakterystyczną dla dalszego wschodu niż wschodnie wybrzeże Ameryki Północnej.
My jednak jechaliśmy do kolejki linowej nad zakolem Niagary,
Można nią dojechać do skarpy amerykańskiej, lecz wsiadać i wysiadać można tylko w Kanadzie.
Z góry dobrze widać wiry powstające przed zakolem (głębokość wody sięga tu 38m)…
…jak też chcących się przekonać, czy nie chorują na chorobę morską, zwłaszcza biorąc pod uwagę, że woda w Niagarze płynie tu z prędkością 35 km/h (przed głównym wodospadem prędkość sięga 65 km/h).
Wrażenie robi jednak sama dolina Niagary, zarówno pięćdziesięciometrowe niemal pionowe ściany…
…jak i formacje skalne u ich podłoża. Po stronie amerykańskiej prowadzi nimi ścieżka przyrodnicza.
W oddali widać też, że moc rzeki łączącej dwa gigantyczne jeziora, z których jedno znajduje się 100 metrów niżej od drugiego, jest wykorzystywana. Elektrownie znajdują się nie tylko w poprzek,ale i w wzdłuż rzeki (woda odprowadzona jest do zbiorników po bokach rzeki).
Chcąc zobaczyć amerykańskie podejście z bliska, poszliśmy za strzałkami…
…tym razem bez rowerów, nie musieliśmy korzystać z jezdni. Taki nakaz może po części wynikać z formalności przy opuszczaniu Kanady, czyli konieczności przejścia przez bramkę, do której wrzuca się dwie monety pięćdziesięciocentowe.
Stany Zjednoczone kompensują posiadanie mniejszego wodospadu i nieco gorszych widoków po swojej stronie znacznie szerszym zasięgiem ochrony przyrody.
Podczas gdy po stronie kanadyjskiej rozliczne przybytki sięgają prawie samej doliny Niagary, po stronie amerykańskiej jest bardziej biało-niebiesko-zielono.
Acz również tutaj na mostach rowerzyści mają poruszać się środkiem.
Po drodze do wodospadów amerykańskich można oglądać formacje dopiero co aspirujące do takiego statusu.
A przy samych wodospadach zapoznać się ze szczegółowymi danymi nt. przepływu wody. Jak zaznaczono, dane te dotyczą letniej pory dziennej, kiedy ze względu na turystów elektrownie przepuszczają nawet dwukrotnie więcej wody niż zwykle.
Niestety, nie mieliśmy tyle czasu, co wody do dyspozycji, i musieliśmy zdążyć na pociąg. Znajomo wyglądające sceneria w postaci niskiego peronu i biletów dostępnych tylko z automatu ma się zmienić w następnych latach, gdy linia wzdłuż brzegu jeziora Ontario zostanie przebudowana, a liczba pociągów zwiększona. Póki co jednak pozostawało nam jechać istniejącymi torami – ku Toronto.