Głównym wyjazdem tegorocznych wakacji była podróż po Europie Zachodniej, a konkretnie Belgii, Francji i Anglii. Choć większość czasu spędziliśmy w stolicach wszystkich trzech państw, odwiedziliśmy też kilka innych regionów. Dzisiejszy wpis skupia się na jednej z tych podróży – wybraliśmy się rowerami z centrum Brukseli do położonej na północy kraju Antwerpii, zahaczając po drodze o parę pomniejszych miast.
W podróż wybraliśmy się tym razem nie Berlin-Warszawa Expressem, a z przesiadką na Gdynia-Berlin Express w Poznaniu. Pasażerów w pociągu był sporo, w tym duża reprezentacja niemieckich rowerzystów w wieku 50+.
Niestety, ze względu na roboty torowe po niemieckiej stronie, we Frankfurcie nad Odrą trzeba było się przesiąść do autobusów. Rowerzyści, zdaje się, kontynuowali podróż pociągami regionalnymi.
Za Berlinem nieco przyspieszyliśmy, rozwijając miejscami prędkość 250 km/h.
Jeszcze tylko przekąska i przesiadka w ojczyźnie wody kolońskiej…
…i znaleźliśmy się w krainie Żubra, tj. Brukseli.
Następnego dnia skorzystaliśmy z jeszcze wydajniejszego środka transportu, pokonując kilometry i kanały.
Chwilami tylko trzeba było uważać na mniej wydajne środki transportu…
…które mogły skutkować utrudnieniami na trasie (choć przy dłuższych zawieszeniach, pozostawały schody widoczne na górze).
Na skrzyżowaniach wielopoziomowych trzeba było uważać na oznakowanie, by wjechać na właściwą rowerową trasę bezkolizyjną. (My kierowaliśmy się na Flandrię Zachodnią.)
Zjazd z niej bowiem nie był dalej taki łatwy (choć oczywiście rower zawsze może zawrócić w miejscu).
Miejscami można było doświadczyć faktycznie zrównoważonego podziału pasa drogowego: mniej więcej po równo na wodę, trawę, rowery i drzewa.
W miastach nie zawsze jest to takie proste, ale jak widać Mechelen stara się zapewnić infrastrukturę obronną przed najazdem samochodów.
Efekty są całkiem niezłe, choć oczywiście zawsze ktoś się prześlizgnie.
Na rynku – przed ratuszem – samochodów już nie było, dominowały rowery – od młodzieży, przez licznych dorosłych w weekendowej lajkrze, po seniorów.
Charakterystycznedekoracje na części fasady wskazują, która jej część oryginalnie była halą włókienniczą. Po lewej, wśród kwiatów, widać miejsca parkingowe.
Dostojności sytuacji dodawała strzelista wieża katedry Św. Rumolda, patrona miasta, od 20 lat na liście UNESCO (dzwonnica, nie katedra, a tym bardziej, nie św. Rumold).
Drzwi doń można było pokonać pieszo lub na rowerze, z rowerem obok byłoby już ciężko.
Przez ponad pół tysiąclecia niektóre dekoracje podłogowe uległy zatarciu…
…ale te pionowe nadal robią wrażenie.
W katedrze można zobaczyć wizerunek św. Rumolda, irlandzkiego mnicha i misjonarza, który założył tu opactwo we wczesnym średniowieczu.
Tradycyjnie datę śmierci Rumolda określano na rok 775, lecz współczesna analiza jego szczątek wskazuje na koniec VI/początek VII wieku.
Obok katedry znajdują się nieco łatwiejsze w datowaniu relikty kultury współczesnej.
W Mechelen znajduje się też parę innych kościołów, jak kościół Najświętszej Marii Panny po przeciwnej stronie rzeki Dijle (to pełna nazwa kościoła), z rubensowskim tryptykiem, ale też były jezuicki (jak widać po architekturze) kościoł św. Piotra i Pawła.
Trasa rowerowa na północ od miasta jest sukcesywnie rozbudowywana, by zapewnić dogodne warunki jazdy – wykorzystywane są np. przepusty pod mostami.
W razie awarii roweru, można go zostawić do naprawy i dokończyć wyprawę wypożyczonym z samoobsługowego boksu.
Poza wspomnianymi lajkrowcami, na trasie rowerowej można też spotkać grupy szkolne, czy imprezowiczki.
Podróż wzdłuż linii kolejowej jest zdecydowanie przyjemniejsza niż wzdłuż ruchliwej drogi – pociągi są dość ciche i prezentują się malowniczo za zarośniętym kwiatami ogrodzeniem…
…choć nie mniej malowniczo prezentują się trasy rowerowe poprowadzone wzdłuż kanałów i rzek.
Współczesne drogi rowerowe projektowane są tak, by mogły się na niej minąć dwie pary rowerzystów.
Równolegle do znacznej części rzeki Nete biegnie kanał, dostosowany do transportu mas nieco większych od rowerzystów. Zasłania go częściowo bujna roślinność nadwodna.
Bliżej miast nabiera ona charakteru bardziej uporządkowanego.
Za kwiatami znajdował się nasz następny punkt postojowy – Lier (na zdjęciu ratusz z dzwonnicą).
W mieście piwa „St. Gummarus”, nazwanego po patronie i założycielu Lier, spoczęliśmy na poczęstunek.
Jadąc z miasta dalej na północ minęliśmy parking przy dworcu…
…i pociąg doń jadący. Jako że znajduje się we Flandrii, zapowiedzi stacji wygłaszane są po niderlandzku (gdy dojedzie do Belgii, zapowiadane będą również po francusku, a we francuskojęzycznej części kraju – tylko po francusku).
My jechaliśmy dalej na północ, z drogą żelazną po jednej stronie i złotymi łanami po drugiej.
Natknęliśmy się na pewien problem, jako że rowerostrada wraz z przejazdem nad torami była w tym miejscu dopiero w budowie…
Na szczęście udało się dojechać do dalszego, świezo kończonego odcinka.
Miejscami obok znajdowały się mniej wyspecjalizowane trasy, jak ta ścieżka pieszo-rowerowo-ciągniczo-konna.
Zmęczeni mogli zostawić rower na piętrowym parkingu rowerowym, dostepnym bezpośrednio z trasy bezkolizyjnej.
My jednak jechaliśmy dalej, do celu podróży, czyli Antwerpii, stolicy Antwerpii. Po prawej widać torowisko kolejowe, a po lewej tramwajowe (które chwilę później obniża się pod ziemię).
Przystanęliśmy na chwilę w eklektycznym, niecoponadstuletnim dworcu, by popodziwiać reklamę oliwy z oliwek…
…i ruszyliśmy w miasto, z malowniczym McDonaldami…
…ruchliwymi, a jednocześnie nie hałaśliwymi, alejami…
…przy dawnym domu Rubensa…
…jak też przy Katedrze Naszej Panny…
…uderokowanej sztuką wszelaką, w tym rzeźbą ruszającą się i dziękującą za datki na życie.
Popodziwialiśmy ponadto przeszklone kamienice…
…fontannę upamiętniającą legendarnego rzymskiego żołnierza, Silviusa Brabo wyrzucającego odciętą olbrzymowi dłoń, na tle wielkoformatowego nadruku upamiętniającego ratusz w remoncie…
…małoformatową dziewiętnastowieczną replikę zamku w remoncie…
…i nie będący akurat w remoncie tunel św. Anny, wejście do którego widać na zdjęciu.
Tunel pieszo-rowerowy obsługiwany jest drewnianymi schodami, jak przystoi na konstrukcję z lat 30. XX w.
Pozwala on nie tylko przedostać się na drugą stronę rzeki, ale i odpocząć od upału w letnie dni.
Winda pokazuje nie tyle piętra, co głębokość.
Po drugiej stronie rzeki można zaś spojrzeć na starówkę z nieco innej perspektywy.
Zamiast tym samym tunelem, wróciliśmy promem pieszo-rowerowym i udaliśmy się na dworzec…
…gdzie zegary od strony peronów wskazywały, że już czas się zbierać z powrotem do Brukseli.
Pozostałe podróże postaramy się przedstawić pokrótce wkrótce.