Będąc w Bieszczadach (a w takowych byliśmy) , wskazane jest udanie się w góry. Oczywiście, nie jest to jedyna opcja, jako że na końcu świata jest dużo innych rzeczy do roboty. Można chociażby przejść się w poszukiwaniu jednego z pociągów, które jakimś cudem ostały się w okolicy…
… można znaleźć takowy, a przy nim parę innych osób, które wybrało podobny sposób spędzenia dnia (ew. poczekać na kolejny z kilku ponadplanowych, dostawionych, by przewieźć tłumy chętnych)…
…można też polenić się pod namiotem, oglądając sunące po niebie chmury…
…można udać się na wyprawę rowerową, a przynajmniej wycieczkę…
…można poopalać się na plaży bądź zbudować zamek z gruboziarnistego piasku …
…czy też po prostu polenić się i posłuchać ptaków przeskakujących nieprzerwanie przez pole postrzegania.
Jednak można też piąć się ku szczytom, po drodze mijając tych wszystkich, którzy obrali inne opcje. Aby wspinaczka nie była za łatwa, rozpoczęliśmy podróż od przejazdu PKS-em (kursuje codziennie od lipca do sierpnia… i tylko wtedy) w dół, w dół – aż do Brzegów Górnych, które zgodnie z nazwą znajdują się w przełęczy, czyli najniższym punkcie grani. (Gdybyśmy jechali na rowerach być może zostawilibyśmy je na oficjalnym parkingu rowerowym Bieszczadzkiego Parku Narodowego, jednak tym razem wyprawa była w pełni spieszona.)
Zakupiwszy bilety na szlak turystyczny (o 80 groszy droższe od biletów na biegnący w większości tą samą trasą szlak przyrodniczy), rozpoczęliśmy wspinaczkę na Połoninę Wetlińską. W planach dalszej części dnia był jeszcze Smerek, z którego mieliśmy zejść do Smereku, gdzie znajdowała się nasza tymczasowa baza wypadowa. Jednak z perspektywy podnóża Hasiakowej Skały, skąd nie było nawet widać czekającej na szczycie Chatki Puchatka, była to bardzo odległa perspektywa.
Na duchu podnosiły coraz bardziej rozległe widoki roztaczające się wokół. Podnosiły przynajmniej tych, którzy byli w stanie podnieść głowę.
I tak, szybciej niż można by przypuszczać, znaleźliśmy się na przewiewnej przestrzeni międzyszczytowej, kilka kroków i kilkanaście kamieni od chatki już nie tak puszystego Puchatka, który po wspinaczce wyraźnie wyszczuplał. Choć możliwe, że odchudzał się ze względu na panującą modę — podobnie jak nasz polski Kubuś (dla osób o małej pamięci — stan przed i po). Niezależnie od motywacji, wszystkie rodzaje zwierzaków mogły złapać oddech i przyszykować się do dalszej podróży przewiewną przestrzenią pomiędzy przełęczami.
Choć Puchatek dorabia sprzedając też alkohole, to nie my, a góry miały kłopoty z utrzymaniem się w pionie. Co chwila trafialiśmy na połacie pochyłych przestrzeni kamieni. Co prawda wiatr nas również chwilami przechylał, jednak byliśmy dzielni, szliśmy.
Niektórzy robili przerwę na opalanie pod niedźwiedzim domostwem, ale nam spieszno było na kolejne Berda, Skały i Wierchy. Przystanęliśmy zatem jedynie na krótki napitek chez Puchatek, po czym popędziliśmy ku gwiazdom (by zdążyć nim takowe się pojawią).
Nie powstrzymała nas nawet perspektywa postoju w przydrożnym przybytku, zapraszającego otwartymi drzwiami i oknami.
Trzeba była iść tam, gdzie nogi poniosą, a palec wskaże. Czyli raz w górę…
…raz w dół. I tak w koło, Macieju. A raczej: przed się, Zwierzaki.
Zresztą zwierzaków było więcej niż zwykle, jako że do domyślnego duetu dołączył oportunistyczny ogar, czyli psia przybłęda. W każdej chwili gotów był po trzykroć wyrzec się jakiejkolwiek znajomości z nami, jednak przez pozostały czas trzymał się nas prawie tak mocno, jak Chińcyki. I tak przez parę godzin – dopóki nie znalazł bardziej obiecująco wyglądającego towarzystwa.
Być może, jak niektóre zwierzaki mają w zwyczaju, obawiał się opadów, które podobno czasem w południowo-wschodniej Polsce występują. Trudno jednak było się tego domyśleć po spękanej ziemi.
Można się jednak było spodziewać, że dzień kiedyś dobiegnie końca, i trzeba będzie odpocząć przed kolejnym dniem, rozpościerającym swoje możliwości na niedawno zakazanym straganie. Należało zatem skorzystać z widoku ze Smereku…
…i schodzić, schodzić, schodzić, podziwiając po drodze łopiany i odległość dzielącą nas od dwudniowego domostwa (mniej więcej na środku zdjęcia).
hmmmm……skąd ja znam te widoki……….?:)