Ostatnio na Zamojszczyznę jechaliśmy okrężną drogą, jednak w tym roku nadarzyła się okazja przetestowania nowych szynobusów, które umożliwiają dotarcie do Zamościa bez dojeżdżania z Chełma rowerem. Połączenia Lublin-Zamość uruchomiło województwo lubelskie pojazdami wyprodukowanymi w zeszłym roku dwa lata temu w Mińsku Mazowieckim. Kursują cztery razy dziennie, więc łatwo znaleźć pociąg o porze dopasowanej do potrzeb.
Ze 134 miejscami siedzącymi nowe pojazdy są ponad trzykrotnie większe od wcześniejszego taboru niskich pojemności, przydatnego na liniach o niewielkim obłożeniu, który jeździ po lubelskich torach.

Dwie sztuki SA107, przezywanego skrzynką na listy, zostały wyprodukowane w nie funkcjonującej już spółce w Raciborzu.
W Lublinie widoczne są też chmary busów i busików, o czym być może w następnym odcinku, jednak Przewozy Regionalne starają się być widoczne – zresztą oferta jest atrakcyjna.

Z Hali Ruskiej na Białoruś (chyba) nie dojedziesz, ale pociągiem do Zamościa za 5 zł już tak. A za drugie tyle możesz kupić świeży prowiant.
Połączenie jest popularne również wśród dojeżdżających do Lublina z bliższych stolicy województwa odcinków linii zamojskiej. Przydaje się też przyjeżdżającym okazjonalnie i chcącym dojechać chociażby do Izbicy. Sama wieś (prawa miejskie zostały odebrane w ramach represji po powstaniu styczniowym – w 1869 r.) nie ma zbyt wiele do zaoferowania. Nie ma już domów na palach w rozlewisku Wieprza, od których rzekomo wywodzi się nazwa miejscowości, a zakład produkcyjny Herbapolu nie stanowi wielkiej atrakcji turystycznej. Nie oznacza to jednak, że można tu tylko podziwiać nowowybudowany przystanek kolejowy (jeszcze w zeszłym roku trzeba było wsiadać do pociągu z poziomu ziemi). Rzuciwszy okiem na wijącego się malowniczo Wieprza i ewentualne wieprze, wystarczy przejść kilkaset metrów na wschód, by znaleźć się w poprzecinanym wąwozami lesie.
A po paru kilometrach spaceru można dojść do rezerwatu przyrody „Głęboka dolina”. Zresztą nie jest to jedyny obszar chroniony chroniący malownicze przestrzenie okolicy.
Jednak nic nie jest wieczne. Nawet przestronne lasy nie potrafią się oprzeć popędom inżynierskim. Wystarczy puścić wodę wąwozem i zacząć nim spławiać drzewa, by w krótkim czasie buczyna zamieniła się w otwartą dolinę.
Gdzieniegdzie ostało się parę drzew, jednak potrzeba zorganizowanej ochrony przyrody jest wyraźnie widoczna.

Ustalenia dwustronnej komisji bobro-druidzkiej przewidywały pozostawienie w strategicznych miejscach punktów zbierania jemioły.
Oczywiście zwierzęta nie mogą zrobić wszystkiego same. Zamienić malownicza wijącą się rzeczkę w koryto kręte jak słup latarni może dopiero zarząd gospodarki wodnej. Po powojennej melioracji Wolicy jej okolice są nadal podmokłe, za to sam dopływ Wieprza znacząco stracił na uroku.
Nie pomaga przy tym fakt, że „unowocześnioną” wersję rzeki w przeciwieństwie do poprzedniej, trzeba aktywnie utrzymywać.
Boczne zaułki rzeki bywają przy tym wykorzystywane nie tylko przez bobry. Widoczne na zdjęciu spiętrzenie nie powstało samoczynnie.
Potęga wody okazała się jednak przekorna i samoczynny napełniacz sąsiadującego ze strumieniem stawu został pokonany – rdzą. Oryginalnie miał on zbierać wodę do pojemników przyczepionych po lewej stronie, które – napędzane łopatkami koła wodnego – wznoszone byłyby w powietrze aż do momentu, gdy na szczycie koła wylewałaby się z nich woda na umocowany między kijkami półlejek, z której rura prowadzi do stawu.
Pozostaje zatem jedynie podumać nad potęgą przyrody, pamiętając przy tym, że i ona potrzebuje pomocy, by poradzić sobie w czasach kryzysu (jak też czasach prosperity i czasach przeciętnych) z pomysłami i bezmyślnościami ludzkimi. A gdzież lepiej dumać niż opierając się o płot i patrząc na pola?