Jak co roku majówkę spędziliśmy na łonie przyrody. Tym razem wyprawiliśmy się do Małopolski. Po krótkim, acz emocjonującym pobycie w grodzie Kraka (gdzie jedno z nas aż cztery razy złapało flaka), wyruszyliśmy do doliny Prądnika, by podziwiać jurajskie wapienie.
Pomimo że Ojcowski Park Narodowy jest najmniejszy w Polsce, rzeczywiście bardzo tu malowniczo. Zwłaszcza dla osobników z nizin. Górzysty teren urozmaicony jest stromymi ścianami głębokich wąwozów. Upiększają go także przeróżne formy skałkowe i ostańce.
Natomiast na próżno szukać tu samotności i ciszy. Jadąc do Ojcowa, nie spodziewaliśmy się spotkać tak ogromnej liczby turystów, a już z pewnością nie setek samochodów zaparkowanych „po polsku”, czyli gdzie tylko się da… Cóż, każdy podróżuje, jak umie.
Zresztą któż nie chciałby odwiedzić tak wyjątkowych miejsc, jak źródło miłości, ruiny zamku Łokietka czy Kapliczki na wodzie? Turystów nie brakowało także w pamiętającym ponoć czasy średniowieczne zamku w Pieskowej Skale.
Zgodnie z legendą w jego baszcie była więziona szlachcianka Dorotka, kochająca giermka – lutnistę. Została ona przemocą wydana za mąż za innego. Po pewnym czasie przybył jednak po nią kochanek przebrany w zakonny habit. Niestety, obydwoje zostali schwytani. Giermka rozszarpały konie, a Dorota zmarła śmiercią głodową w baszcie zamkowej. Podobno jej ulubiony pies wdrapywał się na wysoką skałę i do baszty przynosił resztki jedzenia.
Kolejną osobliwością okolicy jest 25-metrowa Maczuga Herkulesa ustawiona z rozkazu Mistrza Twardowskiego przez czarta. Niestety, jak mogliśmy się przekonać (co ilustruje zdjęcie poniżej), jest ona prawie nie do zdobycia…
Na szczęście nie wszystkim chciało się schodzić z utartych szlaków, a już z pewnością nie wyruszać w pole. My nie bylibyśmy sobą, gdybyśmy nie spróbowali jazdy przez knieje. Było warto, bo nieco błotniste szlaki prowadziły Doliną Zauroczenia.
Jeszcze piękniej było nad samym Prądnikiem.
Korzystając z cudnej majowej pogody, postanowiliśmy rozpocząć sezon kąpielowy i zanurzyć stopy (w tym moją skręconą pod Kopcem Kościuszki) w zimnej wodzie rzeki.
Po kąpieli wodno-słonecznej przyszedł czas na ochłodę. Nie byłoby to możliwe, gdyby nie dzielny Władysław Łokietek (legendarny „Ociec u skały”), który wieki temu odkrył w okolicach Ojcowa ciemną i wygodną jaskinię.
Władca ten, choć mały, faktycznie musiał być nie głupi, skoro na swoją kryjówkę przed Czechami wybrał tak piękne tereny. Patrząc z góry na dolinę, byliśmy prawdziwie oczarowani.
I gdyby nie deszcz i burza, które musiały nas porządnie zmoczyć (bez mokroci wyjazd jest nieważny), szkoda byłoby nam wracać do cywilizacji.