Obiektem naszego zainteresowania okazały się ostatnio Czechy, kraina nie tylko knedliczek i piwa, jak widziałyby to niektóre agencje turystyczne, lecz również nader bogatej wielokulturowej historii. Od Habsburgów, przez Czechosłowację, po Republikę Czeską, potykając się po drodze o Husytów, Czesi dorobili się wielu wspomnień i pamiątek. Poza złowieszczymi szpikulcami, którymi jeżą się praskie kościoły i ratusze…
…jedną z ciekawszych wizualnie kategorii tychże są przeróżne rzeźby, które zdobią czeska Pragę – od najsławniejszych ustawionych w dwuszeregu na moście Karola, po czyhające na fasadach urzędu miasta. Warto czasem przystanąć i zobaczyć, co mają do powiedzenia. Pełne krętych zaułków miasto zdaje się chwilami przemieniać…

Budynek zdaje się niemal wyciągać w stronę pobliskiej statuy, z niezrozumiałych powodów odseparowanej od miasta niczym sfeminizowany i unudystyczniony Szymon Słupnik. Równocześnie dziwaczne wariacje na temat zwierząt służą ludziom, którzy je poskromili.

Chwilę wytchnienia od męczących morfów zdaje się oferować rozległy plac, na którym mieszają się ludzie z przeróżnych sfer. Od rosyjskich nabywców zegarków za dziesiątki tysięcy euro po młodzież zarabiającą szorowaniem placu (wiaderko) na wodę ognistą (zdjęcia nie mamy, ale ogniem zieli naprawdę).

Jednak gdy tylko człowiek przysiądzie, zdaje sobie sprawę, że pozornie spokojny zielony metal nagle zdaje się przybierać kształty ludzkie. Niektóre z nich sprawiają pozory walki ze sobą na śmierć i życie. Po chwili jedna z rzeźb, sycząc nieludzko „Hsss, Husss”, dominuje nad pozostałymi. Czas się zmyć z rynku, nie tworząc przy tym konkurencji dla pomywaczy.

Brama do Nowego Ratusza – tu z pewnością będzie można znaleźć chwilę wytchnienia od objawiających skłonności do przekształceń, czyli perwersji.

Jednak czy aby na pewno? Niektóre z rzeźb zdają się być zakłopotane nie tylko swym strojem i wyzyskiem pozostałych…

Czy to aby nie przyczyna tego zakłopotania? Niepewność i odraza pozostałych rzeźb, najwyraźniej spodziewających się, że najmłodszy z nich zdecyduje się być hermem, a przynajmniej Afrodytą. Ale to nie wszystko – dochodzi jeszcze profil prowodyra przemieniający się w czoło czaszki… Nie, to nie miejsce na odpoczynek.

Szukając schronienia trudno przystanąć choćby na chwilę w cieniu, by otrzeć pot z czoła – nawet budynki od razu okazują się groźne. Nie na darmo prasłowiańskie przysłowie przestrzega: „Lepiej się zmoczyć niż spotkać sto smoczyc”. A dwie jak najbardziej zaokrąglają się do stu – o, tam – po środku. Zresztą i inne zaokrąglenia jasno wskazują, że są to smoczyce.

Ba, nawet niewinne na pierwszy rzut oka niemowlęta okazują się po chwili przypominać prędzej pakerów bądź piratów…

…choć i tak są lepszą opcją od zrenegaciałych statui, które w żaden sposób nie kryją już swoich rzezimieszkowych popędów.

Co prawda są podejmowane próby zaprowadzenia porządku wśród kamiennej populacji czeskiej stolicy (na zdjęciu lotna brygada, znana też jako słoneczny patrol – helikopterowe nakrycia głowy pozwalają im obserwować dużą część miasta na raz)…

…a co jakiś czas dla przestrogi co bardziej występne lapides zamykane są w klatce i wystawiane na pośmiewisko innych rzeźb gromadzących się na Moście Karola…

…jednak najgroźniejsi nadal paradują ze swoimi maczugami. No właśnie… maczugami…

Oto i rozwiązała się zagadka z krakowskiego grodu. Ubrany w luźne szaty typ z maczugą to nikt inny, jak Judasz! Co prawda na co dzień używa swego drugiego imienia, Tadeusz, niczego to jednak nie zmienia. Lepiej unikać jego towarzystwa.
Z tą myślą w głowie ruszyliśmy w kierunku z dołu upatrzonych pozycji na pobliskiej górze.

Na szczęście męcząca wspinaczka przyniosła ulgę – nie tylko poprzez zmęczenie. Jak? pytacie. Otóż – wszystko to okazało się być snem – wszak obejrzawszy się na wzgórzu i spojrzawszy nad pędami winogron, zdaliśmy sobie sprawę, że jesteśmy we Florencji.
Ale czy aby na pewno była to ostatnia przemiana?