Wakacje! W tym roku postanowiliśmy dla odmiany spędzić lipcowy urlop lokalnie. Mimo moich protestów, zwyciężył Maćka pomysł wyprawy rowerowej wzdłuż wschodniej granicy Polski. Zdecydowaliśmy, że wyruszymy z Sulmic (27 km od Zamościa) i przejedziemy nowym szlakiem Green Velo (lub jak nazywają go niektórzy Green Failo…) do Suwałk, czyli jakieś 600 km. Może dam radę…
Zaczęło się nie najgorzej. Mimo moich obaw (uzasadnionych, bo w kasie nie sprzedawali już biletów na rowery), udało się nam przetransportować nasze dwukółki do Lublina… Jak zwykle PKP nie podstawiło porządnego (pojemnego) wagonu rowerowego, ale jako że wsiadaliśmy (z kilkoma innymi rowerzystami) na pierwszej stacji i trafiliśmy na pomocnego konduktora, udało się nam znaleźć całkiem przyzwoite miejsce.
Jeszcze bardziej komfortowo było w szynobusie do Zamościa. Pierwszy raz na tej trasie byliśmy jedynymi właścicielami rowerów w pociągu. Potem było już z górki, a właściwie pod górkę… 20 km i czas na zasłużony odpoczynek.
Szczęście zdaje mi się sprzyjać, bo tuż po przyjeździe do Sulmic znalazłam czterolistną koniczynkę. Naprawdę!
To dobry znak! Teraz na pewno nie mam już się czym martwić! Postanowiłam na kilka dni zapomnieć o tym, co mnie czeka (Nie myślcie sobie, lubię jeździć na rowerze, ale te górki i dołki trochę mnie przerażają) i po prostu się byczyć, zwłaszcza, że pogoda wspaniała.