Do tej pory toczą się spory, czy Nidzica (Nydenburg – gród nad rzeką Nidą) położona jest na Warmii czy na Mazurach. Aby osiągnąć kompromis, nazwano ją bramą do Warmii i Mazur… Dla mnie jest po prostu miastem rodzinnym. Jak co roku postanowiłam więc spędzić tu święta.
Tym razem nie ominęły mnie wielkanocne przygotowania! Jako że jestem Zwierzak Kreatywny (podobno), powierzono mi ambitne zadanie farbowania jaj. Prawda, że wyszły wiosennie?
Miałam też swój udział w świątecznych wypiekach. Zadebiutowałam (nieco zymelkowatym) mazurkiem. Jakby tego było mało, asystowałam też (m.in. podjadając lukier) przy pieczeniu marmurkowej babki (pycha).
Ale miało być o Nidzicy, czy może raczej o Nędznicy, jak nazywają ją niektórzy mieszańcy… Otóż miasto słynie przede wszystkim z krzyżackiego zamku, który dziś wyłonił mi się zza zieleniących się (co za słowo) drzew.
Korzystając z cudownej wiosennej pogody, postanowiłam wybrać się na spacero-przejażdzkę i przy okazji zrobić kilka zdjęć.
Na szczęście tym razem wszystko skończyło się dobrze, choć niebezpieczeństw na zamku nie brakowało… Aż strach pomyślec, jak w przypadku dalszej nieuwagi mógłby wyglądać mój i tak obolały już (po ostatniej rowerowej przejażdżce) zadek…
Nieopodal zamku znajduje się urokliwy kościół ewangelicki. Dziś dopisało mi szczęście i mogłam obejrzeć go również od środka.
Również zieleni w Nędznicy nie brakuje. Okoliczne pola w wiosennym słońcu prezentowały się pięknie. Hmmm… tylko koń, w świątek jak w piątek, musiał pracować…
Wycieczkę zakończyłam w położonym nieopodal zamku parku „nad jeziorkiem”. I patrząc na mieniącą się w słońcu wodę, pomyślałam sobie, że nie taka nędzna ta Nidzica!
P.S. A jeśli komuś Nidzica się nie spodoba, humor z pewnością poprawi mu lokalny smakołyk…