Ostatni odcinek opowieści o rowerowej podróży trasą GreenVelo urwał się przy Edenie. Poniżej ciąg dalszy, czyli podróż przez pozostałości puszczy przy pomocy różnorakich środkach transportu napędzanych siłą ludzkich mięśni, jak też jazda od żubrów do Zubrów.

Wpierw wjechaliśmy w krainę tych pierwszych.

Z Hajnówki szlak skręcał w równoległą do drogi wojewódzkiej trasę przez puszczę. Na szczęście nie padało, gdyż nieutwardzona i częściowo rozjechana droga znacząco by się ugrząśliła.

Po drodze mogliśmy oglądać puszczę w trakcie eksploatacji.

Miejscami znacząco zyskała na jasności.

Zdawała się też bardziej przestronna dzięki otwartym przestrzeniom.

Zmęczonym drzewom pozwolono zaś się położyć i wypocząć.

Zamiast nich posadzono nowe, a nowe przecież zawsze są lepsze.

Tylko niektórzy z niezrozumiałych powodów nie rozumieją, że małe jest piękne.

Przejazd przez puszczę poszedł gładko i wkrótce znaleźliśmy się przy niedawno odnowionej stacji Białowieża Towarowa, bez pociągów i z nieczynną kawiarnią, ale za to ogrodzoną i z opłatą za wstęp. Pozostaje liczyć, że kiedyś pociągi powrócą. Peron czeka i prezentuje się przyzwoicie.

Białowieża Pałac prezentuje się nie gorzej niż Białowieża Towarowa, zajęta na potrzeby restauracji w budynku dworca i pokojami w wieży ciśnień.

Do Białowieży Towarowej dojeżdżają nawet pojazdy pociągopodobne, a konkretnie pochodne traktorów.

My dojechaliśmy do niej jednak rowerami, by kontynuować podróż pojazdem o podobnym napędzie…

…czyli drezyną (tą w głębi).

Jako że do napędzania dwudrezynowej trakcji potrzebne były co najwyżej cztery pary rąk, niektórzy mogli wypatrywać żubrów w krzakach (rzekomo poprzedniego dnia polegiwały bezpośrednio przy torach).

Jednak aby ktoś mógł wypatrywać, napędzać musiał ktoś.

Kto inny miał zaś okazję, by podelektować się urodzinowym kawałkiem ciasta i kawą na tarasie w siedzibie Białowieskiego Parku Narodowego.

Czasu na wypoczynek podczas aktywnego wypoczynku nie ma jednak tak wiele; chcieliśmy jeszcze obejrzeć rezerwat ściśły, do którego wiedzie dziewięćdziesięcioletnia dębowa brama.

Jako że ruch w parku w słoneczny dzień był spory, ze zwierząt widzieliśmy głównie innych turystów i komary.

Drzewa same w sobie były jednak dość ciekawe – wysoko w górę pięły się w górę nie tylko dęby, ale i pozostawione w spokoju od dziesięcioleci sosny.

Po dwóch dniach pod Białą Wieżą trzeba było jednak jechać dalej. Nad jeziorem Siemianowskim (w biegu Narwi) warto było chwilę odpocząć, biorąc pod uwagę, że pobliski odcinek szlaku był nie tylko kręty i piaszczysty, ale brakowało oznakowania na skrętach (bez GPS i mapy elektronicznej ciężko byłoby się utrzymać na szlaku, co być może nie byłoby tak dużą stratą).

Na szczęście część trasy prowadziła też normalną drogą rowerową przy drodze wojewódzkiej

Niemniej, całość była dość męcząca.

Po drodze można było chwilę odpocząć, oglądając budownictwo sakralne…

…i sakralno-mieszkalne.

W Gródku zobaczyliśmy okazałą cerkiew wzniesioną bezpośrednio po wojnie.

Kopuły, pozłocone na przełomie tysiącleci, widać było z daleka.

Gdy Gródek nas witał, my żegnaliśmy GreenVelo, zjeżdżając ze szlaku, by uniknąć jazdy na północ okrężną drogą przez Białystok, co oznaczałoby konieczność nadłożenia co najmniej 100 km.

Nie zamierzaliśmy jednak dokonywać całkowitej schizmy. Po ok. 100 km trasą Polski Egzotycznej, planowaliśmy wrócić na GreenVelo w okolicach Kanału Augustowskiego.

Pierwszy nocleg poza szlakiem wypadł w dawnym dworku przy pogieerewskiej wsi Zubry, 3km od granicy z Białorusią.

Rowerem jest tu łatwiej dotrzeć niż komunikacją publiczną. Zwłaszcza w wakacje.

Ale w sumie warto. Dom, posesja i okolice są malownicze. Nieco gorzej z nawierzchnią, ale z nią na szczęście zapoznaliśmy się dopiero
następnego (ósmego) dnia podróży.