Poprzedni pokaz polichromatycznych upamiętnień pierwszej pary dni podróży dobiegł końca w Sławatyczach, skąd już niecały dwudziestokilometrowy rzut beretem do Kodnia.

Co prawda trasa GreenVelo skrupulatnie omija główne atrakcje Kodnia, postanowiliśmy jednak zatrzymać się na chwilę przy Sanktuarium Królowej Podlasia (w przewodnikach GreenVelo nie wyjaśniono, czy włada również nad Rowerowym Królestwem Doliny Bugu).
- Z trudem, ale pogodziliśmy się z ominięciem głównej atrakcji szlaku w miejscowości, czyli ścieżki z kostki przy drodze o ruchu znikomym.
- Skręciliśmy za to na Sławatycką, na której minęliśmy lokalną cerkiew, utworzoną w miejscu kościoła po likwidacji w 1875 r. unickiej diecezji chełmskiej i ponownym rozdziale kościoła katolickiego i prawosławnego.
- Brama Unicka wraz z dzwonnicą wobec braku unickich kościółów popadła w malowniczą (i częściowo pomalowaną) ruinę.
- Za to Kościół św. Anny ma się dobrze, choć również w 1875 r. został przekształcony w cerkiew, a obraz Matki Boskiej Kodeńskiej odesłano do Częstochowy. (Wrócił 90 lat temu.)
- Jako że zaczynało się chmurzyć, nie zabawiliśmy długo przed bazyliką i udaliśmy się do Kostomłotów, by zajrzeć na teren skromnej,ale malowniczej cerkwi neounickiej.
- Nie da się jednak ukryć, że była ona mniej okazała od pałacu Urzędu Gminy Terespol, instytucji najwyraźniej gotowej do stania na straży pogranicza.
- Na trasie było jeszcze sporo malowniczych widoków, choćby potencjalnych źródeł wody do fosy urzędu gminy, ale jako że do tego dnia udawaliśmy się do Janowa Podlaskiego, a byliśmy jeszcze przed Zaczopkami, woleliśmy zbytnio nie zwlekać.
- Kościół w Malowej Górze zobaczyliśmy zatem z zewnątrz i zza stawu.
- Po drodze można było napotkać jeszcze różne przypomnienia potrzeby tolerancji religijnej, od pamiątkowych krzyży…
- …po wspólne cmentarze.
- Na samej drodze spotykaliśmy zaś innych podróżujących trasą GV, jak też rowerzystów lokalnych.
- Po 90 km dojechaliśmy do Janowa Podlaskiego, miasta znanego nie tylko z zabytkowej stacji benzynowej z 90-letnimi dystrybutorami…
- …ale też z osiemnastowiecznego barokowego kościoła kolegiackiego…
- …w którym znaleźć można relikwie świętego Wiktora, trzeciowiecznego męczennika z czasów Cesarstwa Rzymskiego, przywiezione do Janowa w 1858 r.
- W gminie Janów Podlaski znajduje się też wieś Wygoda, w której – sądząc po oznakowaniu – przewidziano, że przyjedziemy na rowerach. I ostrzeżono przed tym innych.
- Janowska Wygoda znana jest jednak nie tylko z wyczulenia na rowerzystów, lecz również osiemnastowiecznej zabudowy..
- …w której w 1817 r. usytuowano pierwszą polską (kongresówkową) państwową stadninę koni.
- Obecnie konie mogą biegać po wybiegach (spacerować po spacerniakach?)…
- …ale mają też swoje do wypracowania przy innowacyjnej metodzie produkcji energii.
- My też mieliśmy swoje do przejechania czwartego dnia podróży. Na szczęście Janowanie pomyśleli o podróżnych i zorganizowali wystawę rzeźby przy drodze.
- Podróżnych witały m.in. postacie polsko-włosko-ukraińskie…
- …czyli „Nimfy” Tatiany Talipowy wystawione w ramach siódmego Land Art Festival.
- My zaś z wyżyn sztuki zniżyliśmy się do Gnojna, licząc na to że może tym razem trafimy na prom umożliwiający przedostanie się do Niemirowa (co nie udało się nam parę lat temu, gdy jechaliśmy w kierunku przeciwnym).
- Niestety, nie trafiliśmy w dzień nieparzysty i musieliśmy jechać przez Borsuki i Zabuże do promu na Przedmieście Mielnika.
- Chwilę przystanęliśmy, przyglądając się pogranicznej przyrodzie, i ruszyliśmy…
- …docierając do województwa mazowieckiego, konsekwentnie nie uznawanego za część Polski Wschodniej, choć sięga niemal do granicy.
- Nie tylko my chcieliśmy się przeprawić na drugą stronę rzeki.
- Na szczęście w większości były to osoby dbające o efektywne wykorzystanie przestrzeni: na napędzanym siłą ludzkich mięśni promie mieściły się dwa samochody i dwadzieścia rowerów.
- Po drugiej stronie, czyli w województwie podlaskim, można było zobaczyć efekty przyspieszonej adaptacji ewolucyjnej w postaci ujednoliconego ubarwienia parzystokopytnych i ptaków.
- Można też było doznać bardziej innowacyjnego podejścia do planowania tras rowerowych, nie ograniczającego się do asfaltowych tras.
- Za Mielnikiem GreenVelo zamiast drogą wojewódzką biegnie (wlecze się?) gruntowymi drogami przez Końskie Góry, nie bez powodu nie nazwane Rowerowymi Płaszczyznami.
- Poza wzniesieniami trzeba uważać na zgnilec amerykański (nie mylić ze zgnilcem wiedzmińskim).
- Morowy MOR z poprzedniego zdjęcia znajduje się przy cerkwi i klasztorze w Grabarce…
- …znanej, jako najważniejsze miejsce kultu polskich prawosławnych, m.in. z lasu krzyży wotywnych przynoszonych przez pielgrzymów.
- Pokrążywszy wśród krzyży, ruszyliśmy dalej – aż do Czeremchy, znanej miejscowości noclegowej.
- Do dyspozycji, poza domkiem dzielonym z Czechem przemierzającym całą trasę GreenVelo w przeciwnym kierunku, mieliśmy też komórkę na drewno i rowery…
- …oraz ogródek z huśtawką i stołem, na którym mogliśmy skonsumować produkty ze sklepu. (Czech nie mógł się nadziwić, że w Czeremsze nie ma jadłodajni.)
- Piątego dnia zajrzeliśmy z kolei do Kleszczeli…
- …choć może być trudno w to uwierzyć, okazało się tam być jeszcze więcej atrakcji niż w Czeremsze. Jest nawet karczma.
- Mieliśmy też okazję, by pozwiedzać kolejne odmiany nawierzchni udostępniane przez fachowców planujących szlak…
- …a z nieznanych przyczyn niedoceniane przez jego użytkowników, zostawiających ślady na poboczu zamiast korzystania z darmowej terapii wstrząsowej (pośladgymnica?).
- Na szczęście na północ od Orlanki aż do Hajnówki trasa biegła już asfaltem, wpierw szosami lokalnymi, a potem wydzieloną drogą rowerową przy drodze wojewódzkiej…
- …ale o tym, co znaleźliśmy na północ od Edenu, już w następnym odcinku.