Nie chcąc narażać cierpliwość strażników, przystanęliśmy tylko na chwilę, by przyjrzeć się przepędzanym przez dziki wschód stadom krów…
…i koni mechanicznych.
Następny postój przypadał w Kruszynianach, gdzie przystanęliśmy w Tatarskiej Jurcie.
Choć trzeba przyznać, że jedzenie u Dżennety Bogdanowicz było dobre (jak widać po listkowcu na zdjęciu)…
…a namioty przytulne…
…trzeba było uważać na groźnie wyglądających ochroniarzy, zwierzęcych…
…i ludzkich.
Na szczęście byliśmy przygotowani na wszystko, gotowi uniknąć ryzyka zarówno dzięki uzbrojeniu…
…jak i urokowi.
Bez większych problemów zdołaliśmy zatem zobaczyć meczet z przełomu XVIII i XIX wieku nie tylko od zewnątrz…
…lecz i od środka.
Zostaliśmy też oprowadzeni po cmentarzu za meczetem…
…zawierającym groby historyczne i współczesne.
Zdołaliśmy też zobaczyć pojazdy zabytkowe, jak widać po tablicy rejestracyjnej. (Swoją drogą, większość osób po skończeniu studiów spełnia kryteria zabytkowości.)
Oczywiście, jak to na trasie rowerowej, widać też było pojazdy przyszłości, choć w tym przypadku najwyraźniej nie wszyscy użytkownicy jeszcze zorientowali się, jak z nich korzystać.
Orientację można też było łatwo zgubić na dwunastoramiennym rondzie w Krynkach.
Np. ta lipa dałaby była sobie pień obciąć, że się nie zgubi.
Na szczęście my przedostaliśmy się bez większych problemów i mogliśmy wkrótce cieszyć się bardziej urozmaiconą rzeźbą terenu.
Obecność kopalni budziła podejrzenia, że powstania części podjazdów można było uniknąć.
Jako że po naszym przybyciu ratownik już się zbierał, nie skorzystaliśmy z możliwości kąpieli w Zalewie Sokólskim.
Udaliśmy się od razu do naszego noclegu, hotelu eMeF – wchodzącego w skład kompleksu MetalFachu.
Hotel dostosowany był do goszczenia potencjalnych kontrahentów ze wschodu, zapewniono więc naczynia na napoje gorące, zimne i zmrożone.
Nie wykorzystawszy wszystkich naczyń, następnego dnia wstaliśmy wcześnie i wyruszyliśmy w dalszą podróż krajo- i religioznawczą. Zobaczyliśmy zarośnięte pozostałości po żydowskim cmentarzu w Sokółce…
…jak też po zborze kalwińskim w Sidrze…
…i będący w nieco lepszym stanie kościół w Siderce (pierwotnie będący cerkwią unicką, następnie prawosławną, a od 1920 r. – świątynią katolicką).
Ciągle nie mogliśmy oprzeć się wrażeniu, że znajdujemy się pod czyimś czujnym okiem.
Oparłszy się ponownie pragnieniu przejechania na Białoruś, zawróciliśmy z DW670 (równej i pustej – doskonale nadającej się do jazdy na rowerze) i zajrzeliśmy do sanktuarium w Różanymstoku (dawniej Krzywym Stoku, jednak PR działa).
Niestety nie nawiedziliśmy bazyliki we właściwy dzień, by dostać odpust zupełny.
Zastanawialiśmy się przez chwilę nad przeczekaniem do kolejnego odpustu na wolnym piedestale…
…jednak ostatecznie odpuściliśmy sobie, uznając że zobaczymy jeszcze niejeden kościół. I tak też się stało, m.in. w Lipsku (podlaskim, nie niemieckim).
Znacznie trudniej było zaś wypatrzeć bunkry linii Mołotowa.
Budynki, choć solidne, dość skutecznie zdołały się wtopic w krajobraz.
Choć miejscami, po daremnych poszukiwaniach, można było podejrzewać, że została po nich… kamieni kupa.
Skupiliśmy się zatem na wypatrywaniu zwierzyny. Czy to innowacyjnej biotechnologii oświetleniowej…
…czy szukającej schronienia przed skwarem podlaskich tropików…
…czy po prostu popisującej się zdolnościami wspinaczkowymi.
Nawypatrywawszy się, zdołaliśmy w końcu wypatrzeć nasz nocleg na noc. Mieliśmy do dyspozycji wszystkie dziesięć miejsc noclegowych w jednym z wielu gosdodarstw agroturystycznych w Gruszkach, jak też kuchnię, balkon…