Następnego dnia obudziliśmy się o świcie. Zdawało się być chłodniej, nawet Lui opatulił się kocem.

Wyspaliście się? W nocy w ogóle nie chcieliście się ze mną bawić, choć kilkanaście razy zachęcałem. Ludzie…
Wyjrzeliśmy za okno i … Nareszcie! Teraz widzieliśmy Alpy w całej rozciągłości.
- Ten widok dawał nadzieję.
- By nie tracić ani chwili, nakarmiliśmy koty i wyruszyliśmy do centrum. Mieliśmy ambitny plan, by wjechać kolejkami linowymi na lokalne szczyty.
- Najpierw postanowiliśmy zdobyć Nortkette.
- Tuż nad ziemią było jeszcze nieco mgliście.
- Z każdą chwilą robiło się jednak coraz jaśniej.
- Widok z góry robił wrażenie.
- Szczególnie z samego szczytu Hafelkar z wysokości 2300 mnpm.
- Innsbruck jak na dłoni.
- Nie mogliśmy się napatrzeć na skały.
- Trzeba było uwiecznić piękne widoki.
- Zdecydowanie koniec marudzenia.
- Co z tego, że zimno! W schronisku można było napić się czegoś ciepłego i spoglądać na piękno Alp przez okno.
- Dzień wcześniej na Nordkette odbyła się impreza sylwestrowa.
- Jest tu nocny klub w formie iglo.
- W środku jest naprawdę zimno.
- Korzystając z pogody postanowiliśmy wjechać również na inne szczyty.
- Gdy dotarliśmy na Patscherkofel, całkiem się już wypogodziło.
- Okazało się, że tuż za schroniskiem rozpoczynają się wijące się w górę trasy piesze i biegówkowe.
- Postanowiliśmy iść jedną z nich.
- Widoki po drodze były cudowne.
- Rozciągające się dookoła Alpy sprawiały wrażenie potężnych i nieskończonych.
- Po drodze było tyle śniegu, że żal było nie skorzystać.
- Maciek robił Anioła, ja wywinęłam orła.
- Żal było wracać na dół.
- Po południu odwiedziliśmy dawny dwór cesarski Hofburg.
- Ciekawym pomysłem było zamontowanie tu luster, dzięki czemu można było bez wyginania się obejrzeć sufitowe malowidła.
- Wdrapaliśmy się też na wieżę miejską, z której można podziwiać starówkę…
- między innymi słynny Golden Dachl.
- Nasz kilkudniowy pobyt w Insbrucku zaliczamy do udanych. Mimo że nasi podopieczni dali nam nieco popalić (zbędziemy to milczeniem), warto było zobaczyć Alpy na własne oczy.