Nowy Jork to miasto-legenda. Chyba każdy, kto oglądał popularne filmy i seriale z NYC w tle, takie jak „Śniadanie u Tiffany’ego”, „Kevin sam w domu”, „Kiedy Harry poznał Sally” czy „Strasznie głośno, niesamowicie blisko” marzył, by się tu znaleźć. Jakiś czas temu kupiłam sobie wszystkie sezony „Seksu w wielkim mieście” (dawniej nie doceniłam tego serialu) i naszła mnie ochota, by zobaczyć Nowy Jork na własne oczy. Nadarzyła się okazja!
-
-
Perry 66 – ulica, przy której mieszkała serialowa Carrie Bradshaw.
-
-
Jej urocza kamienica w Chelsea w serialu udaje Upper East Side.
-
-
Chyba nie tylko ja chciałam ją zobaczyć.
Na żywo Nowy Jork robi niesamowite wrażenie! Jest zupełnie inny od miast, które dotychczas widziałam. Wywołuje we mnie jednak skrajne emocje – z jednej strony zachwyt (gdzie nie spojrzeć, widać wysokościowce, tygiel najróżniejszych stylów i kultur), z drugiej niesmak… Nowy Jork jest zatłoczony, wyjątkowo głośny i śmierdzący. Ludzie się tu spieszą, wykorzystują każdy centymetr przestrzeni, a biorąc pod uwagę nocny ruch uliczny, zdają się też nie spać (nadludzie?). Choć to dynamiczne, tętniące życiem miasto, chyba nie łatwo się tu żyje na co dzień. Po spokojnym, eleganckim, uporządkowanym, ale i wyluzowanym (marihuana jest w nimlegalna) Waszyngtonie, mam problem, by polubić Manhattan…

Idąc wieloma ulicami w słoneczny dzień, chwilami można odnieść wrażenie, że zaczyna się ściemniać. Wieżowce skutecznie kradną światło.

Budynki są tak wysokie, że cały czas trzeba zadzierać głowę.

Na zdjęciu widok z naszego okna w hotelu na Empire State Building (ten po środku).

Drapacze chmur ze stali i szkła zdają się przypominać kosmiczne konstrukcje.

Niektóre nawet bardzo.

W centrum Manhattanu tylko gdzieniegdzie można zobaczyć niższą zabudowę.

Większość budowli pnie się ku górze.

Przed wyjazdem przeczytałam cudowną książkę Magdaleny Rittenhouse pt. „Nowy Jork. Od Mannahatty do Ground Zero”. To prawdziwa kopalnia wiedzy o historii miasta, jego mieszkańcach i budynkach. Na zdjęciu Flatiron Building z 1902, który na początku XX w. był jednym z najwyższych budynków.

Śladów przeszłości w NYC nie brakuje.

Na każdym kroku zobaczyć można budynki w najróżniejszych stylach.

Te dawne, jak giełda na Wall Street.

I liczne z charakterystycznymi schodami pożarowymi.

Współcześni architekci prześcigają się, kto stworzy coś bardziej oryginalnego. A la Gaudi?

A może architektoniczny iluzjonizm?

Szczególnie ciekawie wyglądają dawne kościoły…

… które dziś zdają się być wciśnięte pomiędzy nowoczesne wieżowce.

Mimo wszystko robią wrażenie.

Współcześnie do nowojorskich świątyń zdają się zaglądać już tylko turyści, których w NYC nie brakuje.

Przybysze z różnych stron świata (w tym i my) przyczyniają się z pewnością do ulicznych korków, również na chodnikach.

Kto ma trochę rozumu, zamiast ze stojących w korkach taksówek, korzysta z rowerowych rikszy. Czas to pieniądz, więc przewoźnicy liczą sobie nawet 10$ za minutę pedałowania…

A może po prostu ludzie lubią tłok? Na zdjęciu Times Square wieczorną porą.

Ludzie, ludzie, reklamy, ludzie.

I jeszcze więcej ludzi.

Nic więc dziwnego, że w NYC jest gorąco jak diabli. Być może pod ziemią jest już piekło, o czym mogą świadczyć wystające z ziemi wypuszczające kłęby dymu kominy….

Jednak spokojnie. W mieście, które nie śpi, łatwo się schłodzić. Wystarczy wejść do jednego z tysięcy klimatyzowanych sklepów. W niektórych jest tak zimno, że nie zawadzi założyć futrzanej czapy.

Niezłym miejscem, by schronić się przed ciepłem i smrodem jest Publiczna Biblioteka Nowojorska.

To miejsce wytworne…

gdzie dzieła sztuki sprzyjają kontemplacji.

Miło było posiedzieć tu wśród nowojorczyków.

Warto tez odwiedzić księgarnię-legendę.

Podobno w Strandzie znajduje się 18 mil książek.

Można tu znaleźć niemal wszystko.

Nie mogliśmy się oprzeć i nie wyszliśmy z pustymi rękami.

W Nowym Jorku wszystko jest możliwe. Nawet święta Bożego Narodzenia w sierpniu.