Manhattan w pewnym sensie przypomina las, tylko że zamiast drzew, rosną na nim wieżowce. Naciągane porównanie… Na głównych ulicach nie ma zbyt dużo miejsca na drzewa. Dominują beton, asfalt, cegła, stal i szkło. Dlatego zieleń jest w centrum Nowego Jorku na wagę złota. Nawet mikroskopijne skwerki nazywane są dumnie parkami, a nieruchomości w ich pobliżu kosztują krocie. Co ciekawe na Manhattanie jest około 30 parków (w całym mieście podobno ponad 1000). Zdecydowana większość wymiarami bliższa jest jednak ogródkom niż ogrodom. Dużo więcej zieleni jest w pozostałych dzielnicach Wielkiego Jabłka. Trzy największe parki – Pelham Bay Park, GreenBelt i Van Cortlandt Park – leżą na Bronxie i na Staten Island. Słynny Central Park plasuje się dopiero na piątym miejscu pod względem wielkości.
Po pierwszych dniach na Manhattanie w oparach asfaltu postanowiliśmy zrobić sobie wycieczkę śladami zieleni.

Naszą włóczęgę zaczęliśmy od położonego za New York Public Library Bryant Parku.

To przyjemna przestrzeń, gdzie już od rana gromadzą się nowojorczycy, np. na śniadania.

Dalej szliśmy w dół Manhattanu aż do maleńkiego Madison Square Park położonego tuż obok słynnego Flatiron building.

Szybko jednak przenieśliśmy się na tętniący życiem Union Sqare, gdzie nowojorczycy chętnie spędzają wolny czas.

My też postanowiliśmy tu odpocząć.

A nawet się sfotografować.

Potem ruszyliśmy jeszcze bardziej na południe: na Washington Square, gdzie mogliśmy się ochłodzić przy fontannie. Upał był niesamowity.

Bardzo ciekawym miejscem jest położone przy East River osiedle Stuyvesant Town. Zostało założone tuż po wojnie jako prywatna dzielnica mieszkaniowa. Kompleks składa się z kilkudziesięciu budynków z czerwonej cegły położonych pośród zieleni. Nie brakuje też boisk, świetlic, sal gimnastycznych itp. Osiedle miało zachęcić w latach 40-tych klasę średnią do pozostania w mieście mimo skutków suburbanizacji.

Na zdjęciu osiedlowy park z fontanną..

Tuż za osiedlem znajduje ścieżka rowerowa nad rzeką.

Można z niej podziwiać wieżowce na Queensie.

Wydawać by się mogło, że w Stanach ludzie jedzą niezdrowo i mało się ruszają. W Nowym Jorku z pewnością tak nie jest. W weekend bardzo popularne są lokalne targi z warzywami, serami i pieczywem. My zaopatrzyliśmy się w pyszny chleb z orzechami i żurawiną oraz scones.

Nowojorską tradycją staje się też zamykanie głównych ulic dla ruchu samochodowego w niektóre soboty.

Policja pilnuje, by na zamknięte aleje nie wjechało żadne auto.

Największe trakty komunikacyjne, jak na przykład Park Avenue, stają się przestrzenią wyłącznie dla pieszych i rowerzystów…

co widać na powyższym zdjęciu.

Nam nie przypadły do gustu tutejsze warunki do jazdy rowerem, ale chętnych do poruszania się na dwóch kółkach – czy to własnych, czy widocznych na zdjęciu publicznych – nie brakuje.

Największe rzesze rowerzystów spotkaliśmy w Central Parku, gdzie wyznaczone są specjalne wielopasmowe drogi dla jednośladów.

My włóczyliśmy się najpopularniejszymi parkowymi alejkami z widokiem na wieżowce.

Mieliśmy wokół siebie uroczych towarzyszy.

Na zdjęciu trasa znana z wielu filmów o Nowym Jorku.

Trzeba było sfotografować widoki.

A oto i one.

Central Park jest w zasadzie dość romantyczny.

W jednym z odcinków „Seksu w wielkim mieście” możemy oglądać spotkanie Carrie i Biga w restauracji The Loeb Boathouse. Oboje wpadają do parkowego jeziorka. Odwiedziliśmy to miejsce.

Co prawda nie urządziliśmy tu sobie kąpieli, jednak….

… gdy atmosfera zrobiła się naprawdę gorąca, zmoczyły nas strugi deszczu.

Nie wszyscy mieli czas w porę się ewakuować.

My w każdym razie mokliśmy sobie pod parasolem.

Mimo ortalionów przemokły nam buty.

Gdy niebo zaczęły przeszywać pioruny, szybko uciekliśmy pod zadaszenie przy Bethesda Fountain.

To było dobre posunięcie, ponieważ w klimatycznych wnętrzach trwał koncert na żywo.

Jazzowa kapela śpiewała fantastycznie.

Kusiło nas, by jak Carrie z Bigiem, wrócić dorożką, ale rozsądek zwyciężył.

Wróciliśmy piechotą.

Przynajmniej mogliśmy podziwiać ładne widoki.

Dużo ciekawszym zieleńcem niż Central Park jest High Line Park założony na nieczynnym wiadukcie kolejowym w zachodniej części Manhattanu (pomiędzy a 14 a 34 ulicą).

Ten nietypowy park był pomysłem dwóch zapaleńców, którzy chcieli zrewitalizować okolicę i zamienić zapuszczoną linię kolejową w tętniący życiem ogród.

Spacerując po parku, można oglądać zajezdnię kolejową…

oraz wieżowce Manhattanu.

Wśród zieleni wydają się dużo bardziej przyjazne.

Cały park został pomyślany jako długi deptak.

Po obu stronach nasadzono rośliny tak, by przypominały łąkę czy leśny zakątek.

Dzięki parkowi okolica, która jeszcze 10 lat temu była dość zapuszczona, stała się jedną z najbardziej atrakcyjnych w mieście.

Nowojorczycy chętnie tu spacerują i odpoczywają.

Sytuację tę wykorzystali deweloperzy, którzy szybko zbudowali bo obu stronach parku modne apartamenty, jak ten na zdjęciu autorstwa Zahy Hadid.

Luksusowe mieszkania są tak blisko parku, że można bez problemu podglądać życie mieszkańców, np. polegujących na drogich kanapach. I zazdrościć.

Lub nie zazdrościć i zamiast na wygodnych kanapach, wygodnie wylegiwać się na przypominających tory ławkach. Te są za darmo dostępne dla wszystkich.

Można też podziwiać widoki na stojąco (uwieczniony na zdjęciu Włóczykij spogląda na wody Hudson), a nawet odwiedzić kolejne parki, o których więcej niebawem.
Więcej o High Line można przeczytaj tutaj i tutaj.