Zimą postanowiliśmy odwiedzić miasta pobrzeża Morza Północnego i Bałtyckiego. Zamiast statkami, podróżowaliśmy jednak koleją. Przygodę rozpoczęliśmy w Hamburgu, który stał się jednocześnie naszą bazą wypadową.
Podróż niemieckimi pociągami przebiegła wygodnie i szybko, mimo że na krótkim odcinku musieliśmy stać.
Nawet się nie obejrzeliśmy, a byliśmy na hamburskim Hauptbanhofie. Jego wielkość robi wrażenie. Nic dziwnego. Hamburg jest największym węzłem kolejowym w północnych Niemczech (codziennie korzysta z niego tylu pasażerów, co przez miesiąc z Dworca Centralnego).
Wzięliśmy hotel oddalony 5 minut od dworca (z widokiem na halę główną), co znacznie ułatwiło nasze kolejne podróże koleją po hanzeatyckich miastach.
Chłód i mżawka nie przeszkadzały nam w zwiedzaniu. Hamburg lubi mokroć. W końcu to miasto kanałów.
W przypadku mniej znośnej pogody, a nawet w przypadku tej dobrej, warto odwiedzić położony w dokach Miniatur Wonderland, czyli gigantyczny świat w miniaturze. Pociągi jeżdżą po trzech piętrach, co oznacza że tysiąc pociągów na ponad 15 km torów obsługuje łącznie powierzchnię 1,5 tys. metrów kwadratowych. A modelowy świat jest stale rozbudowywany…
W średniowieczu Hamburg stał się najważniejszym portem hanzeatyckim na Morzu Północnym i służył jako punkt przeładunkowy najróżniejszych towarów. Podobno najbardziej popularnym dobrem eksportowym było jednak piwo. Do dziś można tu oglądać ogromne, kilkupiętrowe magazyny.
Port w Hamburgu nadal jest ważnym centrum handlu, głównie z krajami Europy Wschodniej i Północnej.
Zajmuje drugie miejsce w Europie i siódme na świecie wśród portów obsługujących kontenerowce .
Magazyny w centrum miasta przestały już pełnić swą dawną funkcję. Wiele z nich przekształcono w muzea lub obiekty publiczne.
W niektórych mieszczą się nawet luksusowe sklepy drogich marek.
Spacery po Hamburgu to przyjemność dla oka. Współcześni architekci zadbali, by nowo powstające budynki stylistycznie wpisywały się w dawny charakter miasta.
Oczywiście, można tu też spotkać budynki na wskroś nowoczesne, takie jak bryła filharmonii przypominająca okręt.
Mimo ochów i achów w prasie, nam budynek wydał się nieco przesadzony.
…choć jego miniatura w hamburskiej części wielkiego modelu kolejowego prezentowała się całkiem ciekawie. Koszt jej budowy (miniatury, nie oryginalnej filharmonii) przekroczył 1,5 mln zł.
Podczas bumelowania po mieście najbardziej urzekła nas hamburska starówka i zabytkowy ratusz.
W środku mogliśmy obejrzeć wystawę na temat zagłady, jakiej dokonali Niemcy podczas II wojny światowej. Wnioski opisane na poszczególnych planszach nie pozostawiały złudzeń. Widać, że Niemcy wyciągnęli lekcję z historii.
Bardzo przyjemne były ulice handlowe. Jak zawsze cieszyła nas możliwość wchodzenia do sklepów z chodnika czy deptaka.
Zahaczyliśmy również Sprienkenhof, czyli 9-piętrowy biurowy budynek wybudowany pomiędzy 1927 a 1943 rokiem. Był on inspirowany pałacem Dożów w Wenecji i zamkiem w Salamance. W jego podziemiach znajduje się pierwszy w mieście podziemny parking.
Uważni obserwatorzy bez trudu dojrzą wijący się pomiędzy budynkami pociąg.
My, podczas naszej wyprawy do północnych Niemiec, wielokrotnie wypatrywaliśmy pociągów, które miały nas zawieźć do kolejnych hanzeatyckich miast.