W miniony weekend zainaugurowaliśmy sezon plusków i pisków. Niezrażeni zimnem i mokrocią, wybraliśmy się na spływ kajakowy rzeką Łyną. Naszą wycieczkę rozpoczęliśmy w niewielkiej mazurskiej wsi Kurki położonej ok. 30 km od Nidzicy. Opatuliwszy się w kapoki bezpieczeństwa (nie mylić z kaftanami), wypłynęliśmy na spotkanie z przygodą.
Mało kto wie, że Łyna to najdłuższa rzeka Warmii i Mazur. Nie myślcie jednak, że przepłynęliśmy ją całą. Planowaliśmy, co prawda, dopłynąć do jej źródeł (rzeka ma swój początek w rezerwacie przyrody w okolicach wsi Łyna i Orłowo), jednak nie udało nam się dotrzeć aż tak „daleko”. Płynęliśmy cały czas w górę rzeki – najpierw przez jeziora Kiernoz Wielki i Kiernoz Mały, a dalej przez Morze do Brzeźna. Poza dwoma miejscami, w których trzeba było ominąć poprzewracane drzewa, trasa nie była szczególnie trudna, dlatego mogliśmy cieszyć się piękną mazurską przyrodą.
Myli się jednak ten, kto sądzi, że cały czas było cicho i flegmatycznie. Co to, to nie! Jak na Zwierzaki Kreatywne przystało nie omieszkaliśmy wziąć udziału w wyścigach, w których (jak można się domyśleć) szybko objęliśmy prowadzenie.
Nie obyło się też bez małych wpadek… do wody oczywiście. Ale kto by się tym przejmował!
Nieco przemoczeni, zmarznięci i odrobinę zmęczeni ruszyliśmy w drogę powrotną do Kurek (tą samą trasą). Jako że nie zabraliśmy ze sobą prowiantu (i to był błąd), już po kilkunastu minutach zaczęliśmy zastanawiać się, skąd by tu wziąć kawałek kiełbasy… Wyraźnie się nam tego dnia szczęściło. Nie zdążyliśmy wymówić słowa „głód”, a na naszej drodze już pojawiła się przekąska.
Na obiad też nie trzeba było długo czekać. Wystarczyło tylko… (Obrońców zwierząt informujemy, że kiedy co do czego przyszło, nie mieliśmy sumienia…)
Z braku laku (a raczej umiejętności łowieckich) zadowoliliśmy się jednak kiełbasą. Rozpalenie ogniska (jak widać poniżej) też nie szło nam najlepiej. Ale najważniejsze, że głód został zaspokojony.
Oczywiście i tym razem nie obyło się bez przygód. Okazało się, że jedzonkiem trzeba się podzielić. Ale jak tu odmówić innym Zwierzakom?
W końcu, objedzeni i zadowoleni (przynajmniej niektórzy), wzięliśmy nogi za pas…
Dokąd zawędrowaliśmy? Opowiemy następnym razem.
z tym prowadzeniem w wyścigach to bym się spierała …….:p
ładnie to tak się chwalic ? Pierwsza to chyba ja z Madzią byłam ?.
Ale niech wam będzie.Pozdrawiam.
oj tak, to my pierwsze przybiłyśmy do pomostu. Te notatki to bardzo subiektywne…;)
Kochani, widzimy, że zawody nadal budzą wiele emocji. Najrozsądniej zatem umówić się na dogrywkę :)