Choć ciągłe podróże, jak też konieczność nieustannego samodoskonalenia pochłaniają nadmiar i niedomiar czasu, Włóczykije bynajmniej nie ustają w wysiłkach umilenia innym życia poprzez dzielenie się owocami (a czasem i warzywami) swoich podróży. Tym razem stopy, a raczej tory, zaniosły podmiot liryczny na samo południe Czech i Moraw, na pograniczu czechosłowackim i granicy z nie połączonymi już nawet łącznikiem Austro-Węgrami.
Choć zrelaksowana atmosfera wieczornego Brzecławia urzekała ciszą i przyjazną atmosferą ogródków piwnych (jedynych przybytków otwartych po osiemnastej – nawet chińska knajpa była jeszcze (już?) zamknięta), niebo ciemniało, a pociągi uciekały. Był najwyższy czas wsiąść do pociągu nie byle jakiego, a najbliższego do stolicy regionu południowomorawskiego, Brna. Linia Brzecław-Brno funkcjonuje już od niemal 175 lat i ma się całkiem dobrze. Pociągi EuroCity pokonują dystans 50 km w pół godziny, a bilet na nie kosztuje grosze. W Czechach bilet na daną relację ważny jest w każdym pociągu, który nią jeździ – nie ważne, czy jest to zwykły pociąg osobowy, czy międzynarodowy. A zatem – już wkrótce – relacja z pięknego nie tylko słowa, lecz również miasta – Brna!