Powracając pociągiem spod Zamościa do Warszawy, można zatrzymać się w mieście inspiracji, jak zowie sam siebie Lublin. Jak wiele polskich miast, stolica wschodniego województwa wiele zyskała na funduszach unijnych, wykorzystując je do odnowy zapuszczonej przestrzeni publicznej. Jednak pomimo powstania w ten sposób kilku urokliwych zaułków, miasto jako całość – przynajmniej w pochmurny dzień – nie jest szczególnie przyciągające. Chaos i harmider samochodów, busów i straganów na ulicach i wokół nich powoduje, że Lublin sprawia wrażenie zdecydowanie bardziej wschodniego od Wilna.
Na zdjęciu powyżej ufundowany przez Katarzynę z Kretków Sanguszkową Kościół Karmelitów Bosych pw. św Józefa Oblubieńca Najświętszej Marii Panny wyłania się ponad harmider reklam poziomych i pionowych oraz samochodów zaparkowanych w trzech rzędach w miejscu, gdzie dopuszczone jest tylko parkowanie na jezdni. Tylko masywne mury siedemnastowiecznego kompleksu budynków chronią gmach przy Świętoduskiej przed najazdem odzianych w blachę barbarzyńców.
Być może sytuacja poprawi się, gdy szeroki skwer pomiędzy ulicami zostanie zamieniony w centrum handlowe z parkingiem podziemnym. Na szczęście znaczna część zieleni ma pozostać na miejscu, a arkady w mniej lub bardziej udany sposób wkomponowane w nowe budynki. Póki co jednak Lublin ma więcej szczęścia do naliczania kar niż doprowadzania do końca inwestycji handlowo-rozrywkowych — również w tym wypadku plany przewidywały zakończenie budowy w zeszłym roku. Tymczasem przez trzy lata nawet się nie rozpoczęła.
Lepiej prezentują się niektóre fragmenty starówki, takie jak plac Po Farze, gdzie zamiast restaurować rozebrany w XIX wieku kościół farny św. Michała Archanioła (wg legendy wymurowany w XIII w. przez Leszka Czarnego w ramach dziękczynienia za danie w kość Jadźwingom), postanowiono zinstytucjonalizować odkopane ruiny. W efekcie powstała całkiem przyjazna przestrzeń publiczna, w dodatku z widokiem na zamek.
Do neogotyckiego zamku można szeroką kładką, która pozwala uniknąć konieczności schodzenia ze wzgórza, na którym wybudowano stare miasto tylko po to, by znów wdrapywać się na wzgórze zamkowe. Za romantyczną (bo wzniesioną w l. 1820-tych) fasadą kryją się zabytki z dawniejszych czasów, sięgające XIII w., niestety dziedziniec kryjący się za smutną fasadą nie był dostępny dla zwiedzających.
Innym okazałym i solidnie ogrodzonym (jak też obkamerzonym) budynkiem w Lublinie jest regionalny oddział IPN.
Jednak nie wszystkie zabytki przetrwały nawet jako ruiny. Na rok przed końcem XIX w. inż. Adolf Weisblat wybudował w Lublinie wodociąg. Zapewne chcąc pokazać, że pod względami innymi niż szybkość nie ustępuje Lindleyom, wzniósł bardziej fantazyjną wieżę niż ta na warszawskiej Ochocie. Niestety nie okazało się równie trwała i rozebrano ją bezpośrednio po drugiej wojnie światowej (jej funkcję przejęła nowsza przy al. Racławickich). W 2004 na miejscu dawnej wieży, z okazji 105-lecia działania, lubelski MPWiK ufundował fontannę z brązową repliką na miejscu dawnej wieży na placu Wolności.
Opodal woalkę ocieplająca na zimę założyła Brama Krakowska. Musi dbać o cerę cegłę, jako że od czasu, gdy została wzniesiona w celu obrony przed Tatarami w XIV w., minęło już niemal 700 lat.