Nasz 9-dniowy pobyt w Szwecji powoli dobiega końca. Jutro z samego rana ruszamy pociągiem do stolicy Danii. Trochę przyzwyczailiśmy się już do Blumziego i Sirpy i będziemy za nimi tęsknić. Będzie nam też brakowało szwedzkich krajobrazów. Najbardziej archipelagu szwedzkich wysp, które po prostu zachwyciły nas swoim surowym pięknem.
Na wyspy popłynęliśmy promem z przylądku Saltholmen, gdzie zlokalizowana jest pętla promów obsługujących wyspy. Sam rejs jest bardzo przyjemny – płynąc pomiędzy wysepkami, można oglądać tutejszą charakterystyczną zabudowę oraz porty. Zdecydowaliśmy się spędzić trochę więcej czasu na wyspach Vrångö i Donso oddalonych najdalej na południe od Göteborga. Dawniej były to osady rybackie. Dziś wyspy liczą od kilkuset do tysiąca kilkuset mieszkańców. Część z nich mieszka na wyspach przez cały rok, inni tylko tu wypoczywają.
My też postanowiliśmy odpocząć, słuchając szumu morza i wygrzewając się na jednej ze skał.
Widoki dookoła są fantastyczne – pełne morze, skały, malownicze domki, chatki rybackie, plaże, las.
Co ciekawe, po wyspach nie wolno poruszać się samochodami oraz motorami. Mało tego, na niektórych nie można nawet jeździć rowerem. Mieszkańcy poruszają się mopedami, a towary przewożą… na taczkach.
Najchętniej zobaczylibyśmy każdą z wysp, ale czas płynął nam bardzo szybko, a poza tym chcieliśmy wrócić do Göteborga promem kursującym przez kanał do centrum miasta. Była to okazja, by zobaczyć z wody nową zabudowę w dawnych dzielnicach przemysłowych, bazę marynarki wojennej, współczesną architekturę i nowoczesny most od dołu.

Marina i most Älvsborg nad Götą, z czterdziestopięciometrowym prześwitem, w którym mieszczą się dziesięciopiętrowe promy i kontenerowce.

Powoli wpływamy do centrum – w oddali budynek Lilla Bommen przypominający statek (nazywany też szminką ze względu na wysmukły kształt i dwubarwną kolorystykę).

Dobiliśmy do portu, gdzie powitały nas zabytkowe statki wojskowe, na pokładzie których obecnie jest muzeum.
Stały ląd nie jest taki zły. Przynajmniej jest grunt pod nogami. Pełni wrażeń wróciliśmy do Jonsered, by nakarmić siebie i koty.