Ostatni etap podróży rowerowa trasą Polski Wschodniej wiódł do Wigierskiego Parku Narodowego, gdzie odpoczęliśmy przed powrotem do Warszawy via Suwałki. Od Gruszek do Wigier (tych nad Wigrami) mieliśmy do przejechania kolejne 80 km.
Planowo trasa tego dnia miała być krótsza, jednak postanowiliśmy ją nieco urozmaicić. Jak widać po nazwach okolicznych szlaków, nie tylko my wpadliśmy na taki pomysł.
Zajrzeliśmy nad Kanał Augustowski, a nawet pojechaliśmy nad nim kawałek na zachód. Nie przejechaliśmy jednak całej stukilometrowej trasy od dorzecza Niemna do dorzecza Wisły. Na zdjęciu śluza Paniewo, oryginalnie wybudowana w latach 1820-tych, odbudowana 150 lat później.
Różnica poziomu wody po jednej i drugiej stronie śluzy wynosi ponad 6m.
Przy śluzie działa kiosk astronomiczny, z oczywistych względów zamknięty za dnia.
My na szczęście jechaliśmy na tym odcinku w dół, ale podróżujący w przeciwnym kierunku, osiągnąwszy odpowiedni rozpęd mogliby sami dołączyć do grona obiektów na orbicie.
Przez większość czasu trasa nad kanałem była jednak płaska jak woda, i całkiem zadbana.
Gorzej było gdy zygzakiem dojechaliśmy do przeprawy przez Czarną Hańczę…
…i wróciliśmy na GreenVelo na północ. Wbrew przekonaniom fachowców-drogowców, kilometry piachu to nie jest to, co rowerzyści lubią najbardziej.
Na szczęście chwilami można było odetchnąć, oglądając biegnącą równolegle (nad własnym piachem) Czarną Hańczę…
…i unoszące się na niej kolorowe tłumy.
Poza tym po drodze można było ujrzeć uprawne zakamarki.
I, wreszcie, już w zasięgu wzroku wigierskiego zespołu klasztornego – normalną nawierzchnię.
Dojechawszy do naszej noclegowni w Wigrach, mogliśmy wypoczywać na hamaku, czekając aż spadnie jabłko do zjedzenia…
…przysiąść na ławie pod dachem i wypatrywać komarów…
…bądź odpocząć w naszej noclegowni.
Najbardziej jednak kusiła nas łódka dostępna dla gości.
Wkrótce więc mogliśmy oglądać z różnych stron klasztor pokamedulski…
…liczne obiekty pływające, napędzane siłą wiatru…
…(tu i tam trafiały się nawet dwumasztowce)…
…jak też wprawiane w ruch ludzkimi mięśniami.
Trafiały się też bardziej wszechstronne kombinacje wodno-lądowe.
Przy czym aby ktoś mógł obserwować i się wygrzewać…
…wiosłować musiał ktoś.
Niektórzy nie doceniali ruchu, a wręcz dorabiali do stateczności ideologie.
Taka postawa nie pozostawiała wyboru: trzeba było udać się do klasztoru.
Dawne eremitoria obecnie służą jako noclegi dla turystów…
…a rytm współczesnym pustelnikom wybija zegar nad kawiarnią i kateringiem. Pokrótce: komercja!
Nie odnalazłszy w pełni spokoju na wigierskim wzgórzu, udaliśmy się na ścieżkę przyrodniczą przy muzeum parku narodowego, gdzie mogliśmy wsłuchiwać się w szum drzew i bzyczenie komarów…
…i wypatrywać schowanych za drzewami krów.
Mogliśmy też zobaczyć rekonstrukcję pierwszowojennego, zabezpieczonego pokrzywami przed najeźdźcami…
…okopu…
…lub, jak kto woli, wykopu.
Po drodze do sklepu przy drodze wojewódzkiej (w Wigrach takowego brak), mogliśmy jednak zobaczyć wciąż skromne, ale powoli rosnące indywidualne zapasy drewna. Najwyraźniej zbliżała się zima.
Wraz z innymi rowerzystami ruszyliśmy więc na polski biegun ciepła: Suwałki.
Chwilę zajęło odnalezienie dworca, ale śladem dróg rowerowych w budowie ostatecznie doń dotarliśmy.
Czekał na nas czeski okularnik…
…i, co cieszyło jeszcze bardziej, prawdziwy wagon rowerowy. Mogliśmy więc wracać w spokoju… i planować następny wypad rowerowy.